25 września 2011, godzina 17:00
Jak dla mnie, pogoda nie rozpieszcza, chociaż za oknem jest, jak twierdzą moi znajomi, bardzo ciepło i nawet słonecznie. No tak, może nie ma mrozów, ale jak się jeszcze kilka dni temu miało codziennie powyżej 30 stopni Celsjusza, to trudno powiedzieć, że jest ciepło przy zaledwie 20. Mieszkałam w Egipcie niecały rok, a jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej polskiej pogody. No, ale nie będę narzekać – powiedzmy, że jest ciepło i słonecznie. Postanawiam wykorzystać tę miłą aurę panującą za oknem i idę na spacer. Kieruję się do mojego ulubionego parku, w którym spędzałam długie godziny jeszcze przed moim wyjazdem.
I właściwie już od samego początku odczuwam, że jestem w Polsce, że jestem w zupełnie innym świecie niż ten, w którym spędziłam ostatnie 11 miesięcy.
Egipt jako państwo muzułmańskie bardzo rygorystycznie podchodzi do publicznego okazywania uczuć, które jako przejaw intymności powinno być „zarezerwowane” tylko i wyłącznie dla małżonków. I to nie tylko w sensie samego okazywania uczuć, ale również do okazywania ich publicznie. W Egipcie zabronione jest bowiem dotykanie, przytulanie oraz całowanie się dwojga ludzi w miejscach publicznych, nawet jeżeli są oni małżonkami. W najgorszym przypadku takie zachowanie może zakończyć się aresztowaniem. Okazywanie uczuć na ulicach Kairu ogranicza się zatem do trzymania za ręce, do ukradkowych spojrzeń i całkiem „przypadkowych” dotknięć. Nie ma mowy o niczym więcej...
Zupełnie inaczej sprawa publicznego okazywania sobie uczuć wygląda w Polsce. Mam wrażenie, że zahamowań w tej kwestii jest tu coraz mniej... i nikogo już nie dziwi widok namiętnie całującej się pary na ulicy w centrum miasta, czy też widok dziewczyny siedzącej na kolanach chłopaka w tramwaju. Bo przecież wolne siedzenie jest tylko jedno i trzeba sobie jakoś poradzić w tej sytuacji. A mnie jednak taki widok razi... i już po kilkunastu minutach spaceru w parku mam ochotę wsiąść w samolot i powrócić do Kairu.