"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

19 grudnia 2010

Pustynia...

12 listopada 2010; godzina 16:30
Pustynia daje człowiekowi niesamowite poczucie wolności. W którą stronę by nie spojrzeć, wszędzie tylko suchy piasek...aż po linię horyzontu. Nie ma nic piękniejszego niż kładące się spać słońce, które ginie w samym środku tej bezkresnej przestrzeni. Będąc w samym sercu pustyni człowiek zapomina o wszystkich problemach dnia codziennego, zapomina skąd i dokąd zmierza...ale siedząc tak na środku pustyni doskonale zdaje sobie sprawę, że jest tylko małym punktem na ziemi. Jednym z wielu elementów układanki, której czasem nawet nie rozumie...układanki, w której to natura rządzi światem, a człowiek, czy tego chce czy nie, musi poddać się jej siłom. 
jeepem przez pustynię :)
pustynia
ognisko na pustyni ;)

7 grudnia 2010

Egipskie pojęcie czasu

12 listopada 2010; godzina 10:30
„Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie różne pojęcia czasu, inaczej go postrzegają, inaczej się do niego odnoszą. W przekonaniu europejskim czas istnieje poza człowiekiem, istnieje obiektywnie, niejako na zewnątrz nas, i ma właściwości mierzalne i linearne. Europejczyk czuje się sługą czasu, jest od niego zależny, jest jego poddanym. Żeby istnieć i funkcjonować, musi przestrzegać jego żelaznych, nienaruszalnych praw, jego sztywnych zasad i reguł. Musi przestrzegać terminów, dat, dni i godzin. Porusza się w trybach czasu, nie może poza nimi istnieć. One narzucają mu swoje rygory, wymagania i normy. Między człowiekiem i czasem istnieje nierozstrzygalny konflikt, który zawsze kończy się klęską człowieka – czas człowieka unicestwia.

Inaczej pojmują czas miejscowi, Afrykańczycy. Dla nich czas jest kategorią dużo bardziej luźną, otwartą, elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego przebieg i rytm. Czas jest nawet czymś, co człowiek może tworzyć, bo np. istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzenie ma miejsce czy nie, zależy od człowieka.
Czas pojawia się w wyniku naszego działania, a znika, kiedy go zaniechamy albo w ogóle nie podejmiemy. Jest to materia, która pod naszym wpływem może ożyć, ale popadnie w stan hibernacji i nawet niebytu, jeżeli nie udzielimy jej naszej energii.
W przełożeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, że jeżeli pojedziemy na wieś, gdzie miało popołudniu odbyć się zebranie, a na miejscu zebrania nikogo nie ma, bezsensowne jest pytanie : ”Kiedy będzie zebranie?”. Bo odpowiedź jest z góry wiadoma: „Wtedy, gdy zbiorą się ludzie”.”

(Droga do Kumasi, „Heban”, Ryszard Kapuściński)

Różnica w pojmowaniu czasu ma dość zasadnicze znaczenie w moim życiu codziennym i w kontaktach z innymi. Nie ma dnia, żebym na coś lub na kogoś nie musiała czekać, a wszystko dlatego, że jestem Europejką przyzwyczajoną do punktualności (jak w szwajcarskim zegarku). 
Dzisiaj troszkę zaspałam, to prawda, ale gdybym znała dalszy ciąg wydarzeń, mogłabym zaspać dłużej. Obudziłam się 20 minut po godzinie siódmej i kiedy spojrzałam na zegarek wiedziałam już, że do chwili, w której będę musiała wyjść z hotelu zostało mi mniej czasu niż powinno. W biegu skorzystałam z łazienki, potem szybkie śniadanie na hotelowym tarasie...i wybiła godzina ósma. Razem z przyjaciółmi pojechałam na znajdujący się w odległej dzielnicy Kairu parking skąd mieliśmy wyruszyć na pustynię. Godzina wyjazdu została ustalona na dziewiątą rano! Byliśmy krótko przed czasem, więc zdążyliśmy jeszcze napić się mocnej kawy po turecku i zapalić papierosa. Wybiła dziewiąta...i właściwie nic się nie wydarzyło. Pół godziny później wciąż staliśmy w tym samym miejscu czekając na przewodnika i samochód terenowy, którym mieliśmy pojechać. Zapytałam moich przyjaciół, co się dzieje i dlaczego wciąż tkwimy na parkingu? Ale tylko spojrzeli na mnie zdziwieni...jakby chcieli powiedzieć, „jak zbiorą się wszyscy, to pojedziemy”. O dziesiątej zaczynałam robić się nerwowa...ile można czekać??!! Nawet tu w Afryce cierpliwość może się skończyć....rozejrzałam się wokół siebie w poszukiwaniu przyjaznej duszy, kogoś, kto mnie zrozumie. Ale nikogo takiego nie znalazłam. Wszyscy, a było nas około 20 osób, spokojnie stali i czekali na przewodnika z samochodem. Nikt nawet nie zauważył upływającego czasu...
Godzina 10:30 - przyjechał przewodnik...dwadzieścia minut później wyruszyliśmy na pustynię.

1 grudnia 2010

Czwarta nad ranem...

10 listopada 2010; godzina 04:40
Daleko 
wśród obcych ścian
pod niebem 
nie moich gwiazd 
w herbacie 
zatapiam dzień 
i czekam 
aż przyjdzie sen...”

Czwarta nad ranem, centrum Kairu. Siedzę na hotelowym tarasie i z gorącą herbatą w rękach obserwuję życie toczące się na ulicy. Mimo iż jest środek tygodnia, miasto nadal nie śpi. W małym sklepiku spożywczym dwóch mężczyzn myje podłogę (znanym mi już wcześniej sposobem). W kawiarni obok ostatni klienci dopijają mocną kawę po turecku i wychodzą w znanym tylko sobie kierunku. Pracownik ciastkarni zamyka szklane drzwi, by za kilka godzin inny pracownik je ponownie otworzył. W barze z sandwiczami panuje ożywiony ruch...trzeba posprzątać przed kolejnym dniem pracy. Na stoisku z gazetami na rogu ulic wciąż pali się światło...właśnie przywieźli „świeże” wydanie codziennej prasy. Trzech mężczyzn zamiata ulicę i zbiera śmieci do kontenera. W oknach kamienicy naprzeciw hotelu wciąż palą się światła; ludzie wciąż rozmawiają, wciąż oglądają telewizję, wciąż toczy się normalne codzienne życie rodzinne. Gdzieś w oddali słychać pianie koguta, gdzieś w oddali słychać miauczenie samotnie błąkającego się kota. Tylko samochodów jakby mniej...i niby noc, i niby cisza, ale jakaś inna ta cisza niż w moim rodzinnym mieście. 


„Trzy razy 
zaśpiewał dzwon
powoli 
jaśnieje mrok 
już gaśnie 
ostatnia z gwiazd 
ja ciągle 
nie mogę spać”
(Anita Lipnicka „Daleko od domu”)

czwarta nad ranem...


28 listopada 2010

Czym i jak poruszać się po Kairze?

5 listopada 2010; godzina 23:30
Jeszcze kilka słów o środkach transportu w Kairze.
Po Kairze można się poruszać na wiele różnych sposobów i trudno powiedzieć, który z nich jest najbezpieczniejszy, najszybszy i najwygodniejszy. Po pierwsze możesz korzystać z autobusów miejskich, ale do tego potrzebujesz dużo cierpliwości (nigdy nie wiadomo, o której godzinie przyjedzie autobus); dużo odwagi i bardzo wygodne buty (większość autobusów nie zatrzymuje się na przystankach więc możesz być zmuszony do wsiadania i wysiadania podczas jazdy...w biegu). Jest to o tyle wygodne, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w dowolnym momencie z autobusu po prostu wysiąść.
Drugim sposobem podróżowania po Kairze są prywatne minibusy. Za odpowiednią opłatą zawiozą cię gdzie tylko chcesz...tylko czasem taka podróż może trwać cały dzień. Dlaczego? Wyobraź sobie minibusa z siedmioma pasażerami, z których każdy chce jechać w zupełnie innym kierunku. Jest jednak jedna zaleta – zwiedzisz miasto i na pewno będziesz miał miejsce siedzące, gdyż w odróżnieniu od autobusu, nie można podróżować minibusem na stojąco. No i jeszcze jedna dobra strona – nie musisz wsiadać ani wysiadać w biegu, bo jest to po prostu niemożliwe do wykonania.
Kolejnym sposobem poruszania się po mieście są taksówki i nie ma w tym mieście nic prostszego niż jej znalezienie. Wystarczy wyjść na ulicę a taksówka sama cię znajdzie. Jest jednak kilka zasad dotyczących podróżowania tym środkiem transportu. Po pierwsze – staraj się zatrzymać taksówkę w kolorze białym (taksówki czarno-białe są bardzo drogie, a kierowcy nie porozumiewają się w innym języku niż arabski). Poza tym w „białych” taksówkach są zainstalowane liczniki kilometrów, dzięki którym wiesz ile naprawdę powinieneś zapłacić. Mimo to staraj się zapytać o cenę przejazdu zanim zdecydujesz się wsiąść do wybranej taksówki, a najlepiej zapytaj w hotelu lub znajomych ile powinieneś zapłacić za przejazd. Kierowcy bowiem często wykorzystują niewiedzę zabłąkanych turystów. Musisz również uwzględnić, iż cena przejazdu taksówką zależy od takich czynników jak: dzień tygodnia, pora dnia, czas przejazdu, liczba pasażerów, ilość bagażu, czy też humor kierowcy ( a nawet twój wygląd, niestety to też może mieć znaczenie dla ceny twojego przejazdu).
Kolejnym sposobem poruszania się po Kairze jest własny samochód, ale jeżeli nie jesteś kierowcą rajdowym i nie masz dużo cierpliwości oraz nerwów ze stali, zapomnij o tym. W tym mieście prowadzenie samochodu jest jednym ze sportów ekstremalnych. Wszyscy jadą gdzie chcą, jak chcą i kiedy chcą; bez względu na sygnalizację świetlną i znaki drogowe. Skręcanie w lewo ze skrajnego prawego pasa, zatrzymywanie się na środku ronda, wymuszanie pierwszeństwa przejazdu to zwykła codzienność dla każdego kierowcy.
Ostatnim sposobem poruszania się po Kairze jest zaufanie własnym nogom, ale ten sposób przemieszczania się polecam tylko wówczas, jeżeli masz do pokonania niewielkie odległości. I oczywiście musisz mieć nerwy ze stali, szczególnie jeśli będziesz musiał przejść na drugą stronę ulicy ( a większość ulic w Kairze jest wielopasmowa). Wśród Egipcjan mówi się, że aby dokonać tego cudu należy zamknąć oczy, modlić się i mieć nadzieję, że bezpiecznie dotrzesz na drugą stronę. Skacząc pomiędzy trąbiącymi samochodami pewnie przyjdzie ci do głowy pytanie, czy nie powinieneś wykupić dodatkowego ubezpieczenia (mam na myśli ubezpieczenie dotyczące uprawiania sportów ekstremalnych) przed przyjazdem do tego miasta. I jeszcze jedna zasada dotycząca ruchu pieszego – żaden z mieszkańców Kairu nie używa chodników; dlatego nie zdziw się, jeżeli na środku chodnika napotkasz wielką donicę z kwiatami albo rosnące tam drzewa. Tutaj wszyscy poruszają się po ulicy i trudno powiedzieć czemu służą chodniki. 





27 listopada 2010

Parkowanie samochodu

4 listopada 2010; godzina 24:00
, początek weekendu. Miasto tętni życiem do późnych godzin nocnych. Tego wieczoru wszyscy mieszkańcy Kairu ( a jest ich około 18 milionów), bez względu na wiek, postanawiają spędzić poza domem. Spotykają się z rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi poznanymi przypadkowo na ulicy czy w zawsze zatłoczonym autobusie. Po prostu wszyscy wychodzą z domów; bo tu w Egipcie najważniejsza jest integracja z innymi i nikt nie lubi być sam. Ma to też swoje złe strony...szczególnie jeśli próbujesz w czwartek (lub w piątek) późnym wieczorem znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu. Może się zdarzyć, że w trakcie poszukiwania miejsca parkingowego będziesz zmuszony całkowicie zmienić swoje plany na wieczór...tylko dlatego, że miejsca nie znajdziesz. Albo możesz mieć na tyle szczęścia, że znajdziesz wolne miejsce, w którym mógłbyś zostawić swój ukochany samochód, ale bardzo trudno dostępne. Co wtedy? Nie ma nic prostszego...jeśli zauważysz miejsce, do którego nie można swobodnie dojechać, musisz po prostu wysiąść z samochodu, zwołać kilku ludzi (jeśli akurat jesteś tego wieczoru sam, bez przyjaciół) i przestawić wszystkie samochody znajdujące się na drodze do upatrzonego przez ciebie miejsca parkingowego. W Kairze nie ma nic prostszego. Tylko nie zdziw się jak któregoś razu po wyjściu z restauracji znajdziesz swój własny samochód w innym miejscu niż to, w którym go zostawiłeś. Po prostu stałeś komuś na drodze do jego miejsca parkingowego:)

23 listopada 2010

Klimatyzacja

2 listopada 2010; godzina 15:00
Oprócz wszechobecnego prania....jest tu jeszcze coś, bez czego Kair  nie mógłby funkcjonować. Coś, co całkowicie zmienia pejzaż miasta, a przede wszystkim wygląd jego budynków. Są to wszechobecne klimatyzatory. Znajdują się dosłownie wszędzie...przy każdym oknie i na każdym balkonie. Nie ważne czy jest to kamienica z początku poprzedniego wieku, czy nowo wybudowany ekskluzywny budynek mieszkalny, czy może biurowiec w centrum miasta. Wszędzie są klimatyzatory...pracujące klimatyzatory. Są w stanie popsuć obraz nawet najpiękniejszego budynku w całym mieście. Jednym słowem te wszechobecne klimatyzatory szpecą całe miasto...Ale jakże ciężkie byłoby życie bez nich?! Za oknem 40 stopni Celsjusza, bezchmurne niebo, skwar nie do wytrzymania...lato trwające przez większą część roku...i jak tu wysiedzieć za biurkiem osiem godzin bez włączonej klimatyzacji? Jak przespać całą noc kiedy temperatura powietrza wynosi wciąż 30 stopni? W Egipcie po prostu nie da się normalnie funkcjonować bez tych szpecących wszystkie budynki wszechobecnych klimatyzatorów. 


7 listopada 2010

Wszechobecne pranie

01 listopada 2010; godzina 17:00
Muszę zrobić pranie, a w związku z tym muszę kupić jakiś proszek lub lepiej płyn do prania i miskę. Z płynem do prania nie ma większego problemu, wystarczy przejść na drugą stronę ulicy. Ale gdzie ja tu znajdę miskę? Po śniadaniu rozpoczynam poszukiwania. W hotelu powiedziano mi, że muszę znaleźć sklep z plastikowymi przedmiotami. Tylko gdzie go szukać? Większość sklepów zlokalizowanych w pobliżu mojego hotelu oferuje ubrania, buty, buty i jeszcze raz buty. Na ulicy równoległej do tej, gdzie znajduje się hotel mogę bez żadnego problemu kupić sprzęt elektroniczny, sprzęt komputerowy, akcesoria telefoniczne, a także różnego rodzaju kable. Ale plastikową miskę?? No nic...wyruszam na poszukiwania. Po godzinie nie wiem już gdzie jestem i w którym kierunku znajduje się mój hotel, ale za to w nagrodę udało mi się znaleźć sklep z plastikowymi przedmiotami.  Zamiast miski kupiłam wiaderko...ale w zasadzie to bez znaczenia. Pranie da się w nim zrobić. Tylko jak teraz wrócić do hotelu?! Błądzę to w lewo, to w prawo; wszystkie uliczki wyglądają podobnie. Ale chyba mam dzisiaj szczęście, bo jakimś cudem bez większego kłopotu odnajduję kamienicę, w której mieści się hotel.
A tak na marginesie to jest tu w Kairze coś, co chyba można zobaczyć tylko tutaj – wszechobecne pranie zawieszone przy każdym balkonie, przy każdym oknie, bez względu na dzień tygodnia, czy też porę dnia. Nikogo nie dziwi, że spacerując po chodniku w centrum miasta, można otrzymać darmowy prysznic z zawieszonego przy którymś z balkonów prania. To jest całkiem naturalna rzecz. I specjalnie podkreślam, że pranie jest wywieszone przy balkonie, a nie jak w Polsce na balkonie. Tutaj balkon służy przede wszystkim do relaksu i do podglądania życia toczącego się na ulicy...nie ma miejsca na suszarkę. Ta prawie zawsze znajduje się już poza balkonem. 


5 listopada 2010

Nocne lody

30 października 2010; godzina 23:30
Życie tutaj jest szalone!!! Spędziłam wieczór w towarzystwie jednego z przyjaciół. Najpierw był spacer nad Nilem, potem szybka przekąska, kawa po turecka, a na koniec krótki spacer do hotelu, w którym mieszkam. Po pół godzinie mój telefon komórkowy oznajmił mi, że otrzymałam wiadomość. „Wyjdź na balkon, to mnie zobaczysz” – brzmiała wiadomość, a otrzymałam ją od kolegi, z którym jeszcze 30 minut wcześniej spacerowałam po ulicach dzielnicy Down Town. „Co on tu jeszcze robi, skoro mieszka po przeciwnej stronie miasta? – pomyślałam. Wyszłam na balkon...15 minut później oboje siedzieliśmy na krawężniku przed wejściem do hotelu i jedliśmy lody z karmelem kupione w restauracji McDonald.

Zawód: "parkingowy"

28 października 2010; godzina 01:00
Muszę napisać kilka słów o tzw. „parkingowym”. Jest to osoba pracująca na ulicy zatrudniana przez samego siebie, której zadaniem jest ułatwić kierowcom zaparkować samochód. Pomagają znaleźć wolne miejsce, a potem instruują „w lewo, do przodu, w prawo, w lewo, do tyłu, stop, do przodu...itd.”. W zamian za pomoc otrzymują od każdego kierowcy pieniądze. I tak sobie spacerują po ulicach, bo generalnie mieszkańcy Kairu parkują po prostu wszędzie, i zarabiają na życie. Bardzo ciekawa praca...zawsze wśród ludzi, haha. Ciekawe jak taki „zawód” przyjąłby się w Europie??

Podróż taksówką

28 października 2010; godzina 17:30
Czwartek – początek weekendu. Muszę się przedostać przez całe miasto. Wychodzę z hotelu i już po 2 minutach siedzę w taksówce. Na wszelki wypadek nazwę ulicy, na którą muszę się dostać, mam zapisaną na kartce papieru po angielsku i po arabsku. To zawsze ułatwia dotarcie na miejsce, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy z kierowcą będzie można się porozumieć po angielsku. Mówię taksówkarzowi nazwę dzielnicy oraz ulicy, na którą chcę dojechać. Wygląda na zmartwionego. Pokazuję mu więc moją kartkę papieru, ale nadal jest niepocieszony. Wyciągam z torebki mapę Kairu i pokazuję mu, gdzie jest zlokalizowana owa ulica. Ale kierowca nadal nie ma pojęcia, gdzie chcę jechać. Zabiera mi mapę, wpatruje się w nią przez kilka minut, po czym każe mi czytać nazwy wszystkich ulic, które znajdują się w pobliżu tej, na którą chcę dojechać. I wszystko staje się jasne – kierowca nie umie czytać po angielsku....a być może w ogóle nie umie czytać? Nie wiem... Zaczynam się niepokoić, czy na pewno uda mi się dojechać w wyznaczone miejsce.
Po dwóch godzinach docieram na miejsce. Jest czwartek – początek weekendu, na ulicach pojawia się wciąż więcej i więcej samochodów. Wszyscy chcą gdzieś dojechać...i w ten prosty sposób tworzą się niekończące „korki”.
Droga powrotna do hotelu zabiera mi trochę więcej niż godzinę i jest jeszcze bardziej zabawna niż poprzednia. Taksówkę udaje mi się zatrzymać po pięciu minutach stania na jednej z głównych ulic dzielnicy Nasr City. Kierowca jest bardzo sympatyczny i nawet udaje nam się nawiązać krótką rozmowę. Okazuje się, że zanim rozpoczniemy podróż do dzielnicy Downtown, kierowca potrzebuje kilku minut na naprawienie radia w samochodzie. Jedziemy więc do serwisu. Taksówka zatrzymuje się na parkingu przed jednym z wysokich bloków mieszkalnych. Kierowca prosi abym wysiadła z samochodu. Boi się, że sama odjadę?? Nie ważne. Wysiadam. Po kilku sekundach zjawia się „parkingowy”, który daje mi plastikowe krzesełko. Siadam obok taksówki i czekam na kierowcę. Wydaje mi się, że wyglądam komicznie siedząc tak sobie na środku parkingu i czekając na kurs. Na szczęście Egipcjanin jest punktualny (o dziwo!) i po kolejnych pięciu minutach rozpoczynamy podróż do hotelu. 
taksówki w Kairze

2 listopada 2010

W oczekiwaniu na sandiwcza...


27 października 2010; godzina 16:00
Na obiad postanowiłam skosztować sandwicza z kurczaka z lokalnego baru szybkiej obsługi o nazwie Canary. Za jedyne 7,50L.E. (około 4 polskich złotych) otrzymałam ciepłą kanapkę z dwoma kawałkami kurczaka, sałatą, majonezem i ketchupem. Wszystko to zapakowane w papierową torebkę i siatkę. Ale nie chodzi wcale o sandwicza, tylko o czas, który musiałam poświęcić na jego zakup. Bar znajduje się na parterze jednej z kamienic naprzeciw hotelu, w którym się zatrzymałam. Pracuje tam około 10 osób i każdy jest odpowiedzialny za coś innego. Najpierw należy udać się do pana obsługującego kasę. Po wybraniu menu i zapłaceniu otrzymujemy paragon, który stanowi jednocześnie „talon” na jedzenie. Następnie ów „talon” oddajemy kolejnemu pracownikowi baru, który przekazuje nasze zamówienie do „kucharza”. A potem to już tylko trzeba czekać. Na ulicy...bo wewnątrz baru panuje taki tłok, że trudno o znalezienie bezpiecznego miejsca. W momencie kiedy znalazłam się w barze nadszedł czas sprzątania podłogi. Bar jest otwarty od wczesnych godzin porannych do późnej nocy, więc podłogę myje się tu kilka razy dziennie. A wygląda to mniej więcej tak – na podłogę wylewa się wiadro wody wymieszanej z płynem do mycia podłóg. Następnie szczotką do zamiatania lub mopem szoruje się czyszczoną powierzchnię, łącznie z chodnikiem, chlapiąc wszystko co znajduje się dookoła. Ostatnim etapem mycia podłogi jest zastosowanie gumowej „szczotki”, wyglądem przypominającej przedmiot do usuwania nadmiaru wody podczas mycia okien. I gotowe, podłoga znów czysta. Nadmiar wody odpływa do studzienek kanalizacyjnych. A to, co nie odpłynie – z czasem wyparuje. 
bar szybkiej obsługi...

Wizyta w Urzędzie

21 października 2010; godzina 16:00
Właśnie wróciłam z urzędu, gdzie próbowałam uzyskać pozwolenie na pracę. Budynek urzędu (Mogamma) mieści się w dzielnicy Down Town, a więc całkiem niedaleko mojego hotelu. Jest ogromny i wewnątrz w ogóle nie przypomina urzędu w europejskim znaczeniu tego słowa. Jest brudno, na wszystkich biurkach leżą tony dokumentów, a większość urzędników nie zna języka angielskiego. Poza tym te wszędobylskie koty....błąkają się nawet w urzędach. Nie ma tu żadnych numerków, żadnej rejestracji, żadnej tablicy informacyjnej – chociaż nawet gdyby była, to niewiele by mi to pomogło. W urzędzie poinformowano mnie, że muszę jechać do innego urzędu w dzielnicy Nasr City, to być może tam mi pomogą. No to pojechałam na prawie drugi koniec miasta....ale tam też nic nie załatwiłam. Powiedziano mi, że o pozwolenie na pracę musi ubiegać się pracodawca i że to nie jest mój problem. Straciłam pół dnia i zmęczona wróciłam do hotelu.
budynek Mogammy

"Czas szybko mija, a życie jedno jest..."

21 października 2010; godzina 08:00 
Pytają wszyscy skąd jesteś i co robisz
To im wystarczy, że imię jakieś masz
Nie próbuj opowiadać i mówić im o sobie
Bo zamiast ciebie oni widzą twarz


Myślałam wtedy, że nie ma na co czekać
Czas szybko mija a życie jedno jest
To nie był łatwy gest, mówili że uciekam
Z biletem w dłoni w jedną stronę rejs


Co dzień ta sama zabawa się zaczyna
i przypomina dziecinne twoje sny
Chcesz rozbić taflę szkła
a ona się ugina i tam są wszyscy
a naprzeciw ty..."
("Szyby" - musical Metro)

1 listopada 2010

3000 kilometrów od domu, czyli co ja tutaj robię?


21 października 2010; godzina 5:55
Jest godzina 5:55, stoję na tarasie hotelu zlokalizowanego w centrum Kairu (Down Town), gdzieś w oddali słyszę pianie koguta - powoli wstaje nowy dzień, ciepły wiatr rozwiewa mi włosy a ja po raz kolejny mogę chłonąć atmosferę tego miasta. Siedzę na tarasie i popijam prawdziwą turecką kawę; nie taką jaką „parzy się” w Polsce (wsypuję kawę do kubka i zalewam wrzątkiem, ale prawdziwą zaparzaną po turecku). Jeszcze osiemnaście godzin temu stałam na lotnisku w Polsce, a teraz jestem tu. Jeszcze osiemnaście godzin temu marzłam na wietrze przy temperaturze powietrza 6 stopni Celsjusza, teraz mam na sobie T-shirt z krótkim rękawem i wcale nie jest mi chłodno. Jeszcze osiemnaście godzin temu miałam wątpliwości czy postępuję słusznie, teraz wiem, że jestem szczęśliwa. Ale jeszcze osiemnaście godzin temu miałam obok siebie – tak na wyciągnięcie ręki - moich kochanych Rodziców, teraz są 3000 kilometrów ode mnie. I cieszę się bardzo, że świat techniki pozwoli nam pozostawać ze sobą w stałym kontakcie...
Co dalej? Nie wiem, czas pokaże. Co ma być to będzie!