"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

12 lutego 2014

W cieniu Piramid

O Piramidach Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa w Gizie napisano już chyba wszystko, co można było napisać. Jako jeden z siedmiu cudów świata i jedyny zachowany do dzisiaj cud świata starożytnego, Piramida Cheopsa jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych miejsc na świecie. Nie chcę tutaj przepisywać żadnej z wielu wydanych do tej pory publikacji o Egipcie, czy Piramidach – książek, przewodników, podręczników szkolnych. I dlatego postanowiłam ograniczyć się wyłącznie do kilku faktów historycznych i liczbowych dotyczących Piramid.

Piramida Cheopsa w Gizie

- fakt 1: Piramidy w Gizie liczą sobie już 4500 lat (były budowane w latach 2600 – 2520 p.n.e.);
- fakt 2: największa z Piramid – Piramida Cheopsa obecnie wznosi się na 137,5 m (początkowo miała 146,6m);
- fakt 3: Piramida Cheopsa została zbudowana z dwóch milionów, trzystu tysięcy skalnych bloków, każdy z nich o wadze około 2,5 tony;
- fakt 4: Piramidy w Gizie są największymi grobowcami na świecie;
- fakt 5: Piramidy zostały zaprojektowane z niezwykłą precyzją, o czym świadczy chociażby fakt, iż można je podziwiać do dnia dzisiejszego.

Tyle najważniejszych faktów dotyczących Piramid w Gizie… dla tych, którzy pragną wiedzieć więcej odsyłam do przewodników po Kairze i Egipcie, książek historycznych lub po prostu do podręczników szkolnych.


Jak wyglądało moje spotkanie z Piramidami w Gizie?

Po raz pierwszy zobaczyłam Piramidy w Gizie podczas moich dwutygodniowych wakacji w Kairze, w kwietniu 2010 roku. Nie pamiętam, czego się spodziewałam jadąc do Gizy… prawdę mówiąc, bałam się, że nie zrobią na mnie żadnego wrażenia – w końcu widziałam je już na tylu zdjęciach, pocztówkach, w tylu przewodnikach, czy nawet w filmach… A ponieważ w mojej naturze jest coś takiego, że unikam rzeczy znanych i reklamowanych ( na przykład nigdy nie oglądam filmów, które zdobyły statuetki amerykańskiej Akademii Filmowej, nie lubię też artystów, którzy w pierwszym roku swojej działalności sprzedają ponad milion płyt… - tak już mam…), bałam się, że Piramidy w Gizie staną się kolejnym „przereklamowanym” miejscem…
I przez chwilę nawet tak się stało… w grupie przyjaciół oraz innych turystów przybyłych do Gizy z najodleglejszych zakątków świata, stałam i patrzyłam na trzy wznoszące się ku niebu piramidy. Pomyślałam sobie – „są dokładnie takie, jak je przedstawiają fotografowie na zdjęciach…”. Potem przyszedł moment, w którym podeszłam bliżej… i kiedy stanęłam tak blisko, że na moich plecach czułam bloki skalne, uznałam, że moje 161 centymetrów wzrostu jest naprawdę niczym szczególnym. Piramidy w Gizie są po prostu ogromne! Niewyobrażalnym jest dla mnie sposób powstania Piramid. I nie chodzi tu o brak wiedzy, w jaki sposób je wybudowano, bo widziałam niejeden film poświęcony temu tematowi. Mam raczej na myśli chęć wyobrażenia sobie ludzi, którzy żyli około 4500 lat przede mną i dzień po dniu wznosili kamienne bloki aż do powstania Piramidy. Patrząc na wznoszące się tuż przed moim nosem budowle, moja wyobraźnia (na którą  zazwyczaj nie mogę narzekać) odmówiła mi wykonania zadania. Zupełnie czym innym jest wyobrazić sobie budowę Piramid siedząc przed ekranem telewizora, czy też przeglądając publikację omawiającą sposób ich powstania, a zupełnie czym innym jest próba wyobrażenia sobie owej budowy kiedy stoi się na płaskowyżu w Gizie i ma się je przed oczami. Ja się poddałam… poczułam się tak mała i nic nie znacząca wobec Piramid, że pozwoliłam mojej wyobraźni odpocząć.

Płaskowyż Giza

Piramidy można zwiedzać na kilka sposobów: wędrując po pustynnym piasku na własnych nogach, na grzbiecie wielbłąda, podczas przejażdżki konnej, czy też podróżując bryczką. Ja wybrałam to pierwsze rozwiązanie, czyli zaufałam własnym nogom. I chyba nie żałuję… do dzisiaj pamiętam „spacer” od piramidy do piramidy, kiedy pod nogami miałam tylko suchy piasek, a z nieba lał się żar (pomimo, iż była połowa kwietnia termometr wskazywał tego dnia 38 stopni Celsjusza). I właśnie podczas tej mojej wędrówki po raz kolejny „poczułam” ogrom wznoszących się Piramid… poczułam się bardzo małym elementem układanki o nazwie „natura”. Bo, poza Piramidami, jest w Gizie coś jeszcze, co robi (przynajmniej na mnie zrobiło) ogromne wrażenie – to przestrzeń. Niczym nie zakłócona przestrzeń… Gdziekolwiek nie spojrzeć, wszędzie pustynia, która gdzieś bardzo daleko na horyzoncie łagodnie łączy się z niebem. Czasami zastanawiam się, czy poczucie bezkresu tej przestrzeni nie było dla mnie ważniejszym przeżyciem niż zobaczenie samych Piramid… 

grobowce w Gizie

na grzbiecie wielbłąda