"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

22 listopada 2011

Chrześcijanie giną na ulicach Kairu

09 października 2011, godzina 23:30

Informacje jakie docierają do mnie z Egiptu, a w szczególności z Kairu, są coraz bardziej niepokojące. Palenie kościołów chrześcijańskich, walki uliczne pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, brak wzajemnego szacunku oraz narastająca wrogość wobec siebie wyznawców obu tych religii – chciałoby się zacytować fragment piosenki Maryli Rodowicz – „ale to już było i nie wróci więcej”. Niestety, sytuacja robi się coraz bardziej napięta, a pokazały to wydarzenia, jakie miały miejsce w Kairze w nocy z dziewiątego  na dziesiątego października. W wyniku protestów, demonstracji, walk z policją i przede wszystkim z wojskiem oraz w wyniku narastającego niezadowolenia, na ulicach w centrum Kairu śmierć poniosły 24 osoby, w większości Koptowie (chrześcijanie wschodni stanowiący 10% ogółu społeczeństwa egipskiego), a ponad 200 zostało rannych.
Słuchając doniesień z Kairu i przeglądając fotografie oraz materiały filmowe z wydarzeń z ostatniej nocy, nasuwa się tylko jedno, a może dwa, pytania: po co? i kto za tym wszystkim tak naprawdę stoi? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, żeby nagle wśród muzułmańskiej części społeczeństwa egipskiego, którzy do tej pory, zgodnie z naukami Quranu, szanowali chrześcijan, tak nagle coś się zmieniło. Żeby tak nagle chrześcijanie zaczęli im po prostu przeszkadzać, bo niby w czym?

więcej o krwawych wydarzeniach z ostatniej nocy: (w języku angielskim)

a także fotoreportaż w języku polskim: