"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

28 listopada 2011

Bractwo Muzułmańskie na Placu Tahrir

18 listopada 2011, godzina 18:00

Tradycją się stało, że jak już piszę w piątek, to zazwyczaj o zamieszkach – i to bez względu, czy aktualnie przebywam w Kairze, czy też w Polsce. I dzisiaj znów jest piątek i znowu zamieszki.... chociaż może na dzisiaj to zbyt duże słowo. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Bractwa Muzułmańskiego, na Placu Tahrir w centrum Kairu zorganizowano kolejne protesty – ostatnie przed wyborami parlamentarnymi, które mają się rozpocząć już za dziesięć dni, 28 listopada 2011 roku. Powodem dzisiejszych protestów są zmiany, a raczej ich brak, w Konstytucji. Kiedy w lutym tego roku Naczelna Rada Wojskowa przejęła władzę w kraju, zapowiedziała zmiany w obowiązującej Konstytucji i niestety, na zapowiedziach się zakończyło. Przez ostatnie dziewięć miesięcy nie zmieniło się nic... echo Rewolucji przeminęło, a wraz z nim chęć władz do zmiany systemu panującego w kraju, do zmiany warunków socjalnych, do zmiany Konstytucji. Życie jakie było, takie jest – chociaż pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest dużo trudniejsze niż było. Rewolucja doprowadziła do zwolnienia wielu pracowników, do zmniejszenia przychodów z turystyki, która jest jednym z podstawowych sektorów przynoszących dochody. Z turystyki żyje ponad 50% ludności... i nagle turyści zniknęli, a władza nie robi nic, żeby codzienne życie Egipcjan stało się łatwiejsze. I z każdym dniem przybywa ludzi żyjących za dwa dolary dziennie lub mniej...
Co do zmian w Konstytucji, w marcu tego roku przeprowadzono referendum i właściwie na tym cała sprawa się skończyła. Żadnych zmian, żadnych perspektyw, tylko puste obietnice. I stąd kolejne protesty w centrum Kairu... zdaje się, że mieszkańcy mają już dość Naczelnej Rady Wojskowej i żądają, aby ta – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – oddała władzę w ręce cywilnego rządu.
Za dziesięć dni odbędą się wybory parlamentarne... co przyniosą? No cóż... parlament w Egipcie ma niewielką władzę (o ile jakąś ma w ogóle) i chyba nie ma się co łudzić, że wybory cokolwiek zmienią. I Egipcjanie mają tego świadomość... dlatego po raz kolejny wychodzą na ulice stolicy.
Bractwo Muzułmańskie, najlepiej zorganizowana organizacja w tym kraju postanowiła po raz ostatni przed wyborami zaapelować do Naczelnej Rady Wojskowej o wprowadzenie zmian i przyspieszenie procesu demokratyzacji. Trochę to dziwne – bo przecież jak ogólnie wiadomo, akurat tej organizacji nie bardzo zależy na demokracji.  Ale tutaj właśnie ukryty jest podstawowy cel dzisiejszej demonstracji. Mam wrażenie, że wcale nie chodzi o oddanie władzy i zmiany w panującym systemie... tylko o promocję samego Bractwa, a dokładniej partii politycznej, którą utworzyli po obaleniu Hosniego Mobaraka. Partia Sprawiedliwość i Wolność (Justice and Freedom Party) cieszy się bowiem największym poparciem społecznym i ma duże szanse, aby wygrać nadchodzące wybory parlamentarne. A wówczas... wolałabym o tym nawet nie myśleć... zresztą chyba nie tylko ja. Ale wówczas może się okazać, że podróże do Egiptu nie będą już ani takie proste, ani takie przyjemne, szczególnie dla nie-muzułmanów. I na tym właśnie będzie polegała demokracja... bo przecież nawet jeżeli partia Sprawiedliwość i Wolność osiągnie większość w parlamencie, to zawsze będą mogli powiedzieć, że wygrali je w wolnych i demokratycznych wyborach. 

26 listopada 2011

I znowu w piątek zamieszki

11 listopada 2011, godzina 21:00

Kolejny piątek i kolejne zamieszki w stolicy – ale tym razem nie mam na myśli Kairu, ale Warszawę. Siedzę przed telewizorem i oglądam doniesienia medialne dotyczące wydarzeń w stolicy. Jest 11 listopada 2011, w Polsce Dzień Niepodległości... a oglądając telewizję mam wrażenie jakbym przeniosła się nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie. Co widzę? Tłum zamaskowanych chuliganów bijących się z policją, powyrywane płyty chodnikowe, zniszczone przystanki autobusowe i tramwajowe, atak owych chuliganów na dziennikarzy, płonące na ulicach samochody... wspomnienia powracają natychmiast. Czuję się jakbym znów siedziała na hotelowym tarasie w centrum Downtown w Kairze i była trochę świadkiem, a trochę uczestnikiem Rewolucji jaka miała miejsce na przełomie stycznia i lutego 2011 roku. Tylko na szczęście tym razem nie mam problemów z oddychaniem, bo w powietrzu nie unosi się żadna chmura gazu łzawiącego... w końcu siedzę we własnym mieszkaniu przed telewizorem. Pytam się tylko, po co to wszystko? W Egipcie powód demonstracji, protestów, ulicznych zamieszek był oczywisty, klarowny, jasno sprecyzowany i jak najbardziej przez mnie rozumiany i popierany. A tutaj? A tutaj, mam wrażenie, biją się dla zabicia wolnego czasu, dla wyładowania agresji, dla zaistnienia w gangach młodzieżowych. Bo przecież nie biją się dla zaistnienia w mediach  i dla sławy – bo gdyby tak było, nie zasłanialiby przynajmniej twarzy. Więc właściwie komu potrzebne są te zamieszki na ulicach Warszawy? 

25 listopada 2011

I znów protesty na ulicach Kairu

28 października 2011, godzina 19:00

I znowu piątek, i znowu protesty w centrum Kairu, i wciąż te same żądania. Protestujący Egipcjanie domagają się zapowiadanych dziesięć miesięcy temu reform, zmian w Konstytucji, a przede wszystkim oddania władzy cywilom. Mają już dość wojskowych rządów, które w zasadzie niczym się nie różnią od obalonego w lutym 2011 roku reżimu Mobaraka.  A dokładnie za miesiąc rozpoczną się wybory do parlamentu.

23 listopada 2011

Mój Kair – minął rok...

21 października 2011, godzina 06:00

Od mojego wyjazdu z Polski minął dokładnie rok. To właśnie 21 października 2010 roku o szóstej nad ranem siedziałam z kubkiem kawy na hotelowym tarasie w centrum Kairu i pisałam pierwszy wpis na niniejszym blogu. Wiedziałam wówczas, że moje życie stanęło trochę na głowie i wiele się zmieni. Wiedziałam również, że znalazłam się daleko od rodzinnego domu i jestem w zupełnie innym świecie... byłam szczęśliwa. Nie sądziłam jednak, że będzie to rok trudny nie tylko ze względu na tę inność, ale trudny przede wszystkim ze względów politycznych (a może historycznych). Zaledwie trzy miesiące po moim przyjeździe do Kairu wybuchła Rewolucja, w wyniku której społeczeństwo egipskie obaliło prezydenta Hosniego Mobaraka. Całe osiemnaście dni i nocy spędziłam na hotelowym tarasie w centrum miasta, w centrum owych wydarzeń... ale o tym, co widziałam, co słyszałam i co przeżyłam jeszcze przyjdzie czas opowiedzieć (a kiedy już to zrobię, to na pewno o tym fakcie poinformuję na niniejszym blogu).
Minął rok... jak wiesz, Drogi Czytelniku, jestem teraz w Polsce... chociaż moje serce i spory kawałek mojej duszy pozostały w Kairze. I tylko mam nadzieję, że los pozwoli mi tam powrócić... już wkrótce.

A przy okazji tej mojej małej rocznicy pragnę serdecznie podziękować wszystkim Czytelnikom za śledzeniu losów moich i miasta, które tak bardzo pokochałam. Dziękuję zarówno tym, którzy na bieżąco czytają niniejszego bloga, jak i tym, którzy znaleźli się tu całkiem przypadkiem i być może pozostali na trochę dłużej. Dziękuję także tym, którzy zrezygnowali z dalszego czytania po jednej wizycie na blogu.
Jednocześnie zachęcam do bywania na blogu i śledzenia dalszych losów mojego Kairu...

22 listopada 2011

Prawo wyborcze dla emigrantów

19 października 2011, godzina 18:00

Trwają spory wokół zgody na umożliwienie Egipcjanom przebywającym na stałe poza granicami kraju, na udział w wyborach parlamentarnych. Unia Egipcjan za granicą wniosła sprawę do sądu przeciwko Komitetowi Wyborczemu, szefowi Rady Najwyższej Sił Zbrojnych, premierowi oraz ministrowi spraw wewnętrznych za uniemożliwienie głosowania w ambasadach na całym świecie. W ten sposób odbiera się prawo wyborcze wszystkim emigrantom, którzy z różnych powodów wyjechali z Egiptu. Unia Egipcjan uznała takie zachowanie za naruszenie Konstytucji oraz Międzynarodowej Konwencji Praw Obywatelskich i skierowała sprawę do Sądu Administracyjnego. 

Chrześcijanie giną na ulicach Kairu

09 października 2011, godzina 23:30

Informacje jakie docierają do mnie z Egiptu, a w szczególności z Kairu, są coraz bardziej niepokojące. Palenie kościołów chrześcijańskich, walki uliczne pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, brak wzajemnego szacunku oraz narastająca wrogość wobec siebie wyznawców obu tych religii – chciałoby się zacytować fragment piosenki Maryli Rodowicz – „ale to już było i nie wróci więcej”. Niestety, sytuacja robi się coraz bardziej napięta, a pokazały to wydarzenia, jakie miały miejsce w Kairze w nocy z dziewiątego  na dziesiątego października. W wyniku protestów, demonstracji, walk z policją i przede wszystkim z wojskiem oraz w wyniku narastającego niezadowolenia, na ulicach w centrum Kairu śmierć poniosły 24 osoby, w większości Koptowie (chrześcijanie wschodni stanowiący 10% ogółu społeczeństwa egipskiego), a ponad 200 zostało rannych.
Słuchając doniesień z Kairu i przeglądając fotografie oraz materiały filmowe z wydarzeń z ostatniej nocy, nasuwa się tylko jedno, a może dwa, pytania: po co? i kto za tym wszystkim tak naprawdę stoi? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, żeby nagle wśród muzułmańskiej części społeczeństwa egipskiego, którzy do tej pory, zgodnie z naukami Quranu, szanowali chrześcijan, tak nagle coś się zmieniło. Żeby tak nagle chrześcijanie zaczęli im po prostu przeszkadzać, bo niby w czym?

więcej o krwawych wydarzeniach z ostatniej nocy: (w języku angielskim)

a także fotoreportaż w języku polskim:

Obietnice wyborcze

05 października 2011, godzina 18:00

Od dłuższego czasu po Kairze krążą pogłoski, że wojsko planuje utrzymać się przy władzy poprzez wystawienie w nadchodzących wyborach prezydenckich własnego kandydata. Informacja wzbudza nie tylko oburzenie wśród Egipcjan, ale również prowadzi do nasilenia niepokoju społecznego. Mieszkańcy Kairu coraz głośniej i częściej odgrażają się siłom zbrojnym, które przejęły pełnię władzy po obaleniu Mobaraka, że ponownie wyjdą na ulicę i dokonają kolejnej rewolucji mającej na celu przekazanie władzy w ręce cywilne.
W sprawie zajął dzisiaj głos marszałek Sił Zbrojnych Tantawi, który jednoznacznie zaprzeczył wszelkim pogłoskom dotyczącym utrzymania się wojska przy władzy. Zaprzeczył, jakoby wojsko planowało wystawienie własnego kandydata na prezydenta. Pytanie tylko, czy jest to zwykłe „mydlenie oczu” mające na celu uspokojenie społeczeństwa, czy też naprawdę wojsko planuje ostatecznie zrzec się władzy i, jak powiedział Tantawi, chce ją jak najszybciej przekazać nowej władzy cywilnej? Mam duże wątpliwości, czy społeczeństwo egipskie powinno uwierzyć marszałkowi... mi jakoś zaufania brakuje (chociaż mam nadzieję, że niesłusznie).
Otwartym pozostaje również pytanie o termin wyborów prezydenckich - Rada Najwyższa Sił Zbrojnych do tej pory nie ustaliła dokładnej daty przeprowadzenia wyborów. Wiadomo na razie, że 28 listopada rozpoczną się, trwające cztery miesiące, trzystopniowe wybory do parlamentu.

21 listopada 2011

Napięta sytuacja z Izraelem

04 października 2011, godzina 20:30

Sytuacja z Izraelem staje się coraz bardziej napięta. Po raz kolejny na terenie Synaju doszło do eksplozji gazociągu, który dostarcza gaz zarówno do Izraela, jak i do sąsiadującej Jordanii. Od czasu ustąpienia Mobaraka ze stanowiska prezydenta Egiptu ( co miało miejsce 11 lutego 2011 roku), to już chyba piąty atak na gazociąg. I właściwie trudno ustalić, kto stoi za tymi atakami: czy są to Egipcjanie coraz bardziej wrogo „nastawieni” do Izraela, czy może plemiona Beduinów dość licznie zamieszkujące Synaj, czy może terroryści, albo Palestyńczycy, czy może sami Izraelici? Póki co, wiadomo jedynie, że eksplozje owego gazociągu są w ostatnich miesiącach dość regularne. 

Podróż autobusem

03 października 2011, godzina 13:45

Siedzę w autobusie... tak, tak – siedzę w autobusie. Pomimo, iż jest początek tygodnia, studenci wrócili już po wakacjach, a i godzina nie jest ani bardzo wczesna, ani tym bardziej bardzo późna, bez problemu znalazłam miejsce siedzące. W Kairze byłaby to rzecz niemożliwa – tam, bez względu na dzień tygodnia i porę dnia, autobusy są zawsze przepełnione. Zawsze mnie to dziwiło, bo jak wspominałam wcześniej, podróż autobusem należy do jednego ze sportów ekstremalnych, jakie zmuszony jest uprawiać Europejczyk będąc w Kairze. A tu w Polsce – nie muszę biegać pomiędzy samochodami, żeby dogonić uciekający autobus, który po prostu nie zatrzymał się na przystanku; nie muszę wskakiwać  do środka, a tym bardziej nie muszę wyskakiwać; nie muszę także rozpychać się łokciami pomiędzy spoconymi i pragnącymi wykorzystać ścisk wewnątrz (żeby móc całkiem legalnie dotknąć kobietę – Europejkę - blondynkę) Egipcjanami. Wystarczy, że poczekam na przystanku aż przyjedzie autobus i zatrzyma się, aby umożliwić mi swobodne wejście do środka. I jak się dzisiaj okazuje – mogę nawet znaleźć wolne miejsce siedzące. Ale na tym różnice się nie kończą – z tym, że kolejne są na niekorzyść podróżowania autobusem w Polsce. Jak wspomniałam, miałam dość dużo szczęścia, bo bez żadnego problemu znalazłam miejsce siedzące – w dodatku przy oknie. Mogłam więc rozsiąść się dość wygodnie i przez kolejne pół godziny odkrywać moje rodzinne miasto z okien autobusu (odkrywać je po mojej prawie rocznej nieobecności tutaj). Niestety, ta moja przyjemna podróż dość wcześnie została zakłócona... kilka przystanków dalej do autobusu wsiadło małżeństwo w średnik wieku. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ich obecność najpierw wyczuł mój nos – trudno było bowiem nie poczuć dość silnej woni alkoholu, jaka roztaczała się wokół małżeństwa. Później usłyszałam bełkoczące głosy, a dopiero na samym końcu dostrzegłam nowych współpasażerów. Moim oczom ukazał się widok, jakiego nie miałam okazji oglądać przez ostatni rok (nie licząc moich wcześniejszych wakacji w Polsce) – małżeństwo w średnim wieku było brudne, cuchnące, z trudem trzymające się na własnych nogach. Jak dla mnie, osoby, której tu jakiś czas nie było, widok naprawdę „egzotyczny”. I specjalnie biorę tę egzotykę w cudzysłów, bo jakże jej daleko do tej egzotyki znanej z katalogów biur podróży! Za tego rodzaju egzotykę powinniśmy się jednak wstydzić... a niestety, mam wrażenie, że w oczach świata ta egzotyka wciąż stanowi „reklamę” naszej kochanej Polski. 

20 listopada 2011

Demonstracje na Tahrir

30 września 2011, godzina 23:00

I znowu piątek – w Kairze dzień wolny od pracy. I jak podczas większości piątków w roku 2011, tak i tym razem mieszkańcy zebrali się na Placu Tahrir w centrum miasta. Czego żądają? Przede wszystkim protestujący domagają się jak najszybszego przekazania władzy służbie cywilnej. Zgodnie z zapowiedziami z lutego br. wybory parlamentarne miały się odbyć we wrześniu, a tymczasem miesiąc się skończył i nic się nie wydarzyło. Wiadomo jedynie, że wybory rozpoczną się 28 listopada, a więc za kolejne dwa miesiące. Co się wydarzy do tego czasu? Tego chyba nikt w tym kraju, a może i na całym świecie, nie jest w stanie przewidzieć. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać z nadzieją, że nie wydarzy się już nic złego. A co przyniosą same wybory? Tego też chyba nikt nie wie...

15 listopada 2011

W Polsce - spacer w parku

25 września 2011, godzina 17:00

Jak dla mnie, pogoda nie rozpieszcza, chociaż za oknem jest, jak twierdzą moi znajomi, bardzo ciepło i nawet słonecznie. No tak, może nie ma mrozów, ale jak się jeszcze kilka dni temu miało codziennie powyżej 30 stopni Celsjusza, to trudno powiedzieć, że jest ciepło przy zaledwie 20. Mieszkałam w Egipcie niecały rok, a jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej polskiej pogody. No, ale nie będę narzekać – powiedzmy, że jest ciepło i słonecznie. Postanawiam wykorzystać tę miłą aurę panującą za oknem i idę na spacer. Kieruję się do mojego ulubionego parku, w którym spędzałam długie godziny jeszcze przed moim wyjazdem.
I właściwie już od samego początku odczuwam, że jestem w Polsce, że jestem w zupełnie innym świecie niż ten, w którym spędziłam ostatnie 11 miesięcy.
Egipt jako państwo muzułmańskie bardzo rygorystycznie podchodzi do publicznego okazywania uczuć, które jako przejaw intymności powinno być „zarezerwowane” tylko i wyłącznie dla małżonków. I to nie tylko w sensie samego okazywania uczuć, ale również do okazywania ich publicznie. W Egipcie zabronione jest bowiem dotykanie, przytulanie oraz całowanie się dwojga ludzi w miejscach publicznych, nawet jeżeli są oni małżonkami. W najgorszym przypadku takie zachowanie może zakończyć się aresztowaniem. Okazywanie uczuć na ulicach Kairu ogranicza się zatem do trzymania za ręce, do ukradkowych spojrzeń i całkiem „przypadkowych” dotknięć. Nie ma mowy o niczym więcej...
Zupełnie inaczej sprawa publicznego okazywania sobie uczuć wygląda w Polsce. Mam wrażenie, że zahamowań w tej kwestii jest tu coraz mniej... i nikogo już nie dziwi widok namiętnie całującej się pary na ulicy w centrum miasta, czy też widok dziewczyny siedzącej na kolanach chłopaka w tramwaju. Bo przecież wolne siedzenie jest tylko jedno i trzeba sobie jakoś poradzić w tej sytuacji. A mnie jednak taki widok razi... i już po kilkunastu minutach spaceru w parku mam ochotę wsiąść w samolot i powrócić do Kairu. 

12 listopada 2011

Przyjazd do Polski – zima to czy lato?

16 września 2011, godzina 23:30

Stało się... jestem w Polsce, a dokładniej w mojej rodzinnej Wielkopolsce. Po długiej podróży pomiędzy dwoma, jakże różnymi od siebie światami, postanowiłam spędzić kilka dni z dala od cywilizacji, telefonów, bliższych i dalszych znajomych. „Zaszyłam się” na niewielkiej wsi gdzieś w samym środku Wielkopolski... I zupełnie jak podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce, pogoda jest właściwie do „niczego”. Jest zimno i deszczowo... zaczynam tęsknić za 30 stopniowym upałem i egipskim słońcem. Bo już sama nie wiem, czy za oknem panuje jeszcze wciąż lato, czy może jest już zima?

10 listopada 2011

Przyjazd do Polski – dlaczego?

13 września 2011, godzina 2:15

Ogólna sytuacja polityczna, społeczna, gospodarczo-ekonomiczna, a także wydarzenia, jakie rozgrywają się w moim życiu osobistym, sprawiły, że znów jestem w miejscu, którego szczerze nie lubię. I nie jest to gabinet stomatologiczny, nie jest to także szary budynek Mogammy, ani też areszt. Jest kwadrans po drugiej w nocy i dopijam właśnie ostatni łyk herbaty w jednej z licznych kawiarni na Międzynarodowym Lotnisku w Kairze. Za godzinę będę już siedziała w samolocie, a po kolejnych czterech znajdę się w zupełnie innym świecie. W świecie, do którego wcale nie mam ochoty wracać... ale życie czasem pisze inne scenariusze niż byśmy sobie tego życzyli.
Dopijam ostatni łyk herbaty i kieruję się do „sali odlotów” numer H-23. Nad drzwiami widnieje napis „Warsaw”...

(Fakt przyjazdu do Polski nie oznacza zaprzestania lub zawieszenia mojej twórczej działalności na niniejszym blogu – tematów związanych ze stolicą Egiptu, które chciałabym tutaj poruszyć wciąż mi nie brakuje. A i podejrzewam, że kolejne dni i tygodnie podsuną mi całkiem nowe... Tak więc zachęcam do dalszego śledzenia wpisów na blogu...)

7 listopada 2011

„Dżihad”, czy to „święta wojna”?

12 września 2011, godzina 20:30

Tak sobie pomyślałam, że nadszedł odpowiedni moment, aby napisać kilka słów na temat „dżihadu” – pojęcia, które po zamachach z 11 września 2001 roku, stało się bardzo popularne w kulturze Zachodu, i które pojawia się we wszystkich dyskusjach dotyczących terroryzmu. A czym naprawdę jest „dżihad”?
Wpis w dużym stopniu opieram na książce Ewy Machut – Mandeckiej „Archetypy islamu”, którą bardzo gorąco polecam tym, którzy interesują się kulturą islamu, tym którzy z różnych powodów chcieliby zrozumieć czym jest islam, a także tym, którzy zapragnęli porzucić stereotypowe przekonanie, że każdy muzułmanin jest terrorystą.
Powracam jednak do pytania, czym jest „dżihad” – pojęcie, które w obecnych czasach wzbudza niemało kontrowersji, emocji, a także obaw. Czy jednak słusznie boimy się „dżihadu” i czy słusznie tłumaczymy ten termin jako „świętą wojnę”?
„W kontekście teologii islamu termin „święta wojna” nie znajduje w ogóle zastosowania, ponieważ wobec braku podziału na sfery sacrum i profanum wszystkie działania muzułmanina są interpretowane w kontekście religijnym, a zatem każda wojna jest w takim samym stopniu „święta” jak „świecka””
(Ewa Machut – Mandecka, „Archetypy islamu”, s. 130)
Termin “dżihad” nie występuje w żadnym wersecie Quranu, świętej księgi islamu. Pojawia się natomiast termin „dżahada”, którego znaczenie można określić jako „starać się, bić się, poświęcać wszystkie siły, wojować w imię czegoś”. Quran jest księgą, którą można czytać tylko i wyłącznie w oryginale, a więc w języku, w którym powstał. Wszystkie tłumaczenia (zwane przekładami) jakie znajdujemy na całym świecie są jedynie streszczeniami, interpretacjami oryginalnego tekstu. Przysparza to kolejnych problemów na drodze interpretacji pewnych pojęć zawartych w księdze, w tym także pojęcia „dżahady”, czy powstałego później rzeczownika „dżihad”.
„W pierwszym cyklu objawień islamu, który przypada na okres mekkański, dżihad przyjmuje swoje szerokie znaczenie – starań, wytężonych wysiłków podejmowanych w określonym celu. „Kto usilnie walczy, walczy dla samego siebie” (Quran, sura 29,26).
(Ewa Machut – Mandecka, „Archetypy islamu”, s. 132)
W tym kontekście dżihad pojmowany jest jako walka z własnymi namiętnościami, wysiłek podejmowany przez każdego muzułmanina w celu zbliżenia się do Boga. Nie ma tu ani słowa o walce zbrojnej przeciwko innowiercom, czy niewiernym.
Niestety, przez wieki uczeni i interpretatorzy Quranu, zaczęli pojmować ową walkę, również jako walkę zbrojną przeciwko tym, którzy w jakikolwiek sposób atakują islam.
Koniec XX i początek XXI wieku przynosi zamachy i ataki terrorystyczne, które przez uczonych Zachodu zaczynają być określane jako „święta wojna”. Czy jednak słusznie?

2 listopada 2011

Panorama Kairu w 10 rocznicę zamachów z 11 września

11 września 2011, godzina 20:00

10 rocznica zamachów na World Trade Center w Nowym Jorku – wydarzenia, które wstrząsnęło całym światem, a już na pewno całym światem „zachodnim”.
W Kairze nie wydarzyło się dzisiaj właściwie nic nadzwyczajnego. Jak wszystkie dni przez ostatnie trzy miesiące, tak samo i dzisiaj było upalnie i słonecznie. Jak co dzień na ulicach w centrum miasta tworzyły się „korki” uliczne, jak co dzień ludzie spieszyli się do pracy, jak co dzień wracali po pracy do swoich domów, spotykali się z przyjaciółmi. Zupełnie jakby nikt nie zauważył, że właśnie dzisiaj przypada 10 rocznica tych strasznych wydarzeń, które „zaburzyły” pozycję Stanów Zjednoczonych we współczesnych świecie.
I pewnie gdyby nie fakt, że w hotelu, w którym mieszkam, przebywa również obywatelka USA, nikt z nas nie przypomniałby sobie o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat. I zadaję sobie tylko jedno pytanie – czy to coś nagannego, że tak po prostu zapomnieliśmy? Czy powinniśmy zapomnieć, czy może jednak powinniśmy pamiętać? Pamiętać już na zawsze? Tylko jeśli pamiętać, to właściwie co powinniśmy zapamiętać? Atak na Stany Zjednoczone, o którym siły bezpieczeństwa USA wiedziały od dłuższego czasu, tylko zbagatelizowały wszelkie przesłanki? A może powinniśmy zapamiętać niewinnych ludzi, którzy stracili życie wyskakujących z okien obu wieżowców? A może uderzenie drugiego samolotu, które mieliśmy okazję obserwować w relacjach telewizyjnych „na żywo”? A może zawalenie się obu wież, które zabrały ze sobą tak wiele istnień ludzkich? A może powinniśmy zapamiętać wszystko to, co wydarzyło się po ataku na World Trade Center – wojnę w Iraku, wojnę w Afganistanie? A może wszystkie kontrowersyjne pytania i hipotezy na temat przyczyn, przebiegu i nigdy nie wyjaśnionych faktów dotyczących tego straszliwego ataku? Co powinniśmy zapamiętać?
W Kairze jest dzisiaj piękna pogoda... być może taka sama, jaka była tu 11 września 2001 roku... i oby na całym świecie nie wydarzyło się dzisiaj nic, co przyćmiłoby swoją „wielkością” i swoim okrucieństwem wydarzenia sprzed 10 lat.

Kair 11 września 2011 roku