"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

30 grudnia 2011

Sprawiedliwość dla Mobaraka

30 grudnia 2011, godzina 20:00

Zgodnie z zapowiedziami wznowiono proces sądowy byłego prezydenta Egiptu. Hosni Mobarak oskarżany jest o wydanie rozkazu użycia siły wobec demonstrantów podczas zimowej Rewolucji, w wyniku której ponad 800 osób straciło życie. Ponadto Mobarakowi postawiono zarzut korupcji oraz zarzut sprzedaży gazu do Izraela po mocno zaniżonej cenie. W przeciwieństwie do wcześniejszych rozpraw sądowych, ta z końca grudnia nie wzbudza już tak dużego zainteresowania wśród Egipcjan. O procesie byłego prezydenta rozmawia się coraz mniej i coraz rzadziej. Powodów braku zainteresowania procesem jest kilka – przede wszystkim mało kto wierzy dzisiaj w sprawiedliwy wyrok. Poza tym trudno jest jednoznacznie ocenić prezydenturę Mobaraka i wydać wyrok: winny, czy niewinny; a jeżeli winny to na jaki wyrok zasługuje? Dla rodzin ofiar Rewolucji, które w starciach z policją i wojskiem straciły swoich synów, mężów, ojców… wyrok może być tylko jeden – winny i skazany na karę śmierci. Nie wiem tylko, czy ten 83-letni mężczyzna naprawdę zasługuje na taki wyrok… głębsze rozważania nad osobą prezydenta Hosniego Mobaraka pojawią się już wkrótce. Na razie ograniczę się wyłącznie do tego, co napisałam powyżej.
Innym powodem, dla którego Egipcjanie stracili zainteresowanie procesem sądowym byłego prezydenta jest coraz trudniejsze życie codzienne oraz brak zmian w kraju, o które walczono przez 18 długich dni i nocy. Pełnię władzy w Egipcie wciąż trzyma w swoich rękach wojsko, a wybory parlamentarne rozpoczęły się tu zaledwie miesiąc temu i potrwają do kwietnia 2012 roku. Sytuacja w kraju jest bardzo niestabilna, kasy państwowe świecą pustkami, wzrasta bezrobocie, turyści wciąż omijają Egipt… Myślę, że taki stan rzeczy sprawia, że proces byłego prezydenta przestał być dzisiaj priorytetem. Bez względu na to kiedy zapadnie wyrok i jaką będzie miał treść, życie codzienne Egipcjan nie ulegnie nagłej poprawie…  a przecież właśnie o tę poprawę walczono dziesięć miesięcy temu.

28 grudnia 2011

Rewolucja w Kairze - promocja dla Czytelników bloga

28 grudnia 2011, godzina 21:30

Tylko do 05 stycznia 2012 roku trwa specjalna promocja cenowa ebooka o Rewolucji w Kairze autorstwa Marthy Lou. Ebook jest chronologicznym zapisem wydarzeń jakie rozegrały się na jednej z ulic w centrum miasta pomiędzy 25 stycznia a 11 lutego 2011 roku. 

Dla Czytelników niniejszego bloga została przygotowana specjalna cena promocyjna - 3.99$.
Ebook dostępny jest w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. Aby skorzystać z promocji należy podczas zakupu ebooka podać specjalny kod promocyjny: 

Serdecznie polecam!!!

24 grudnia 2011

Życzenia

24 grudnia 2011, godzina 14:30

Wszystkim Czytelnikom pragnę złożyć najserdeczniejsze życzenia - Zdrowych, Radosnych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.

18 grudnia 2011

Magia świąt Bożego Narodzenia w Kairze



Jest niedziela, 18 grudnia, co oznacza, że już za niecały tydzień rozpoczną się święta Bożego Narodzenia. Rok temu o tej porze zaczynałam się przygotowywać do przyjazdu do Polski, co wyglądało mniej więcej tak, że przez pół dnia zaglądałam do szafy i zastanawiałam się, co powinnam ze sobą zebrać, a co mogę zostawić w Kairze. Potem przez kolejne pół dnia włóczyłam się ze znajomymi nad Nilem, a kiedy wracałam późnym wieczorem do hotelu, siadałam z kubkiem gorącej kawy na tarasie i zagłębiałam się we wszelkiego rodzaju rozmyślaniach. W efekcie końcowym spakowałam walizkę w dniu wyjazdu z Kairu, bo jakoś afrykańskie pojęcie czasu wzięło górę nad moją europejską dokładnością, punktualnością i byciem zawsze „przed czasem”. Potem spędziłam sporo godzin na lotniskach: w Kairze i w Warszawie, bo z powodu mroźnej zimy samoloty albo się spóźniały, albo psuły... po kilkunastogodzinnej podróży wreszcie dotarłam do rodzinnego Poznania. Pomimo zmęczenia, miałam w sobie ogromnie dużo energii i bardzo cieszyłam się świętami Bożego Narodzenia, których w Kairze jakby nie ma, a jednak są... i nie tylko są, ale mam wrażenie, że jakoś bardziej cieszą. Jak to jest możliwe w społeczeństwie, w którym aż 90% mieszkańców to muzułmanie? Już wyjaśniam...

Jak powszechnie wiadomo święta Bożego Narodzenia są tradycją chrześcijańską i na próżno można by ich szukać w judaizmie, czy islamie. W Egipcie, okres od 24 do 26 grudnia zasadniczo nie różni się niczym szczególnym od pozostałych dni w roku - są to normalne dni pracujące (chyba, że akurat w któryś z tych dni przypada piątek). A jednak jest coś, co sprawia, że o świętach Bożego Narodzenia zapomnieć nie można. Na kilka dni (podkreślam - kilka dni) przed rozpoczęciem świąt w większości hoteli, restauracji, kawiarni pojawiają się plastikowe drzewka bożonarodzeniowe, przystrojone kolorowymi bombkami, światełkami, łańcuchami... są też kolorowe bombki zawieszone nad stolikami w kawiarniach, czy w hotelowych recepcjach. Ma to oczywiście związek z faktem, iż Kair jest miastem turystycznym i wszystko jest przygotowywane dla podróżnych, którzy postanowili koniec roku spędzić właśnie w stolicy kraju faraonów. I właśnie fakt, że wszystkie świąteczne ozdoby pojawiają się zaledwie na kilka dni przed Wigilią Bożego Narodzenia sprawia, że te święta nabierają właściwego sensu. Nikt w Kairze nie biega od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentów (tam nigdy nie biega się po sklepach - i znów pojawia mi się afrykańskie pojęcie czasu), nikt nie spędza całego tygodnia w kuchni na przygotowaniach świątecznych potraw, i przede wszystkim nikt nie zaczyna myśleć o nadchodzących świętach jak tylko minie święto zmarłych. A w Polsce mam wrażenie, że Święta Bożego Narodzenia rozpoczynają się jak tylko ze sklepowych półek znikną znicze i chryzantemy, i trwają nieprzerwanie półtora miesiąca, co sprawia, że te właściwe dni świąteczne różnią się od pozostałych w tym terminie tylko tym, że są dniami wolnymi od pracy. Pogłębiająca się komercjalizacja świąt Bożego Narodzenia sprawia, że tak naprawdę przestajemy dostrzegać święta, gubimy ich właściwy sens, ograniczając się do biegania po sklepach, kosmetyczkach, salonach fryzjerskich i hipermarketach. A potem zasiadamy do wigilijnego stołu tak zmęczeni, że właściwie tracimy ochotę na świętowanie i najchętniej zaszylibyśmy się we własnym mieszkaniu z książką w jednej i herbatą w drugiej ręce. A tu trzeba jeszcze odwiedzić rodzinę bliższą i dalszą, spotkać się z przyjaciółmi, cieszyć się z otrzymanych prezentów i z entuzjazmem skosztować wszystkich potraw specjalnie przygotowanych na tę okazję przez babcię, teściową, synową, kuzynkę... itd... no i jeszcze przy tym wszystkim trzeba olśniewająco wyglądać, mieć specjalnie na tę okazję kupioną garsonkę albo nową sukienkę i nienaganny makijaż... i jak to wszystko pogodzić z magią i prawdziwym sensem świąt Bożego Narodzenia?!

Przyznam szczerze, że rozwiązanie jakie „wybrałam” w zeszłym roku pozwoliło mi naprawdę cieszyć się świętami... i trwały one w moim życiu zaledwie tydzień, a nie półtora miesiąca. Ale z pewnością zdążyłam je zauważyć... w gronie bliskich i przyjaciół. 

17 grudnia 2011

Stracona nadzieja

17 grudnia 2011, godzina 13:15

Jeszcze wczoraj wieczorem miałam nadzieję, że kolejny piątek minął w Kairze spokojnie i bez żadnych nieprzewidzianych wydarzeń. Ale niestety, mocno się pomyliłam. Już w nocy dotarła do mnie informacja, że w centrum miasta wcale spokojnie nie było. Zwolennicy natychmiastowego przekazania władzy w ręce cywilnego rządu znów pojawili się na Placu Tahrir i właśnie wczoraj starli się z wojskiem.  W wyniku użycia siły przez żołnierzy na ulicach stolicy zginęło wczoraj dziewięć osób, a ponad trzysta pięćdziesiąt zostało rannych. Ponadto nad centrum Kairu znów pojawił się czarny dym - wojsko podpaliło bowiem namioty należące do protestujących, które wciąż „zdobiły” Tahrir. I po raz kolejny w tym roku centrum Kairu stało się miejscem walk ulicznych, i po raz kolejny było niebezpiecznie.
Jak długo jeszcze to potrwa?

Wakacje „halal”, czyli pomysł partii islamistycznych

15 grudnia 2011, godzina 15:30

Właśnie dotarły do mnie najnowsze wiadomości ze świata polityki Egiptu. Partie islamistyczne, które w wyborach parlamentarnych uzyskały ponad 60% głosów, zastanawiają się nad wakacjami „po europejsku” w nadmorskich kurortach. Ogólnie wiadomo jak takie wakacje wyglądają i dla przeciętnego przedstawiciela kultury Zachodu, nie ma w tym nic ani nadzwyczajnego, ani tym bardziej gorszącego. A myślę tutaj, za przedstawicielami partii islamistycznych, o skąpych bikini na plaży, o kolorowych drinkach w nadmorskich barach, czy też o dzieleniu jednego hotelowego pokoju przez pary nie będące małżeństwem. I chociaż dla Europejczyka wszystko, co wymieniłam powyżej jest całkiem normalne i powszechne, w religii islamu jest jednak zabronione. I tak partie Al Nour (skrajnie islamistyczna) oraz Wolność i Sprawiedliwość (założona przez Bractwo Muzułmańskie) wpadły na pomysł zakazania wszystkiego, co jest niezgodne z zasadami islamu. Z jednej strony jest to swoisty zamach na turystykę, która jest podstawowym źródłem dochodu dla Egiptu. Bo przecież w dobie demokracji i szerokiej wolności, nikt nie lubi, żeby go ograniczano - a już na pewno nie podczas wakacji. To właśnie podczas wakacji, kiedy człowiek pozostaje poza zasięgiem wzroku rodziny, przyjaciół czy znajomych z pracy, często gubi jakieś własne granice, traci kontrolę i zachowuje się w sposób, w jaki nawet nie podejrzewał, że mógłby się zachowywać. I tak „szara myszka” pracująca na co dzień w urzędzie państwowym, na wakacjach zamienia się w „zdobywczynię” męskich serc, które po jednym dniu łamie poszukując kolejnego obiektu zachwytów ( i nie mówię, że wszyscy zachowują się na wakacjach w taki właśnie sposób, ale z różnych badań wynika, że jest to dość powszechne zjawisko). Tak więc ograniczenia, o jakich myślą partie islamistyczne w Egipcie spowodują, że turyści zamiast odpoczywać nad Morzem Czerwonym, wakacje będą spędzać w kurortach tunezyjskich, tureckich, czy bułgarskich... A brak turystów oznacza dla Egiptu tylko jedno - brak pieniędzy i pogarszającą się sytuację finansową całego państwa.
Z drugiej jednak strony tak sobie myślę, że wprowadzenie powyższych ograniczeń spowoduje, iż Egipt przestanie być miejscem dokąd jedzie się na tak zwane „seks wakacje”, co z kolei doprowadzi do tego, że za 5 - 10 lat Egipcjanie przestaną identyfikować Polkę z prostytutką, a ja osobiście będę mogła przestać się wstydzić własnego pochodzenia.
Może gdyby tak ograniczyć spacerowanie w skąpych przykrótkich spódniczkach po ulicach Hurghady i zabronić spożywania alkoholu, to może do Egiptu turyści zaczęliby jeździć ze względu na Piramidy, Luksor, Asuan, Abu Simbel, Aleksandrię... czyli wszystko to, co w Egipcie najciekawsze...
Gdybym jednak na pytanie, czy warto wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia dla zachodnich turystów, miała odpowiedzieć jednoznacznie, to dzisiaj powiedziałabym stanowcze „nie”. I to nie dlatego, że biegam po plaży w bikini, które zasłania mniej niż więcej z kolorowym drinkiem w ręce, ale dlatego, że moim marzeniem jest, aby Egipcjanie nie byli zmuszeni do przeżycia za dwa dolary dziennie i dlatego, że nie chciałabym, aby z powodu szerzącej się biedy musieli wyjeżdżać z własnego kraju.

* „halal” w języku arabskim znaczy dozwolone, w przeciwieństwie do „haram” - czyli zabronione (w odniesieniu do Koranu, oczywiście)

16 grudnia 2011

„Rewolucja w Kairze, godzina za godziną” - polecam!!!

12 grudnia 2011, godzina  23:00

Dziesięć miesięcy po obaleniu prezydenta Hosniego Mobaraka w sprzedaży internetowej pojawiła się publikacja autorstwa Marthy Lou - „Rewolucja w Kairze (godzina za godziną)”. Jest to chronologiczny zapis wydarzeń, jakie rozegrały się na ulicy Mohameda Mahmouda, która łączy Plac Tahrir z budynkiem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ulica ta stała się główną areną walk ulicznych pomiędzy demonstrantami a policją i całkowicie zmieniła swoje oblicze na 18 długich dni i nocy.
Publikacja dostępna jest jako ebook w językach: polskim i angielskim.
Jest także dostępna jako tradycyjna publikacja książkowa zawierająca kolorowe fotografie z centrum Rewolucji, również w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

Polecam na długi zimowy wieczór, lub jako prezent pod choinkę.

Zobacz darmowy fragment książki:


15 grudnia 2011

Kryzys finansowy Egiptu

12 grudnia 2011, godzina 18:30

Kilka dni po zaprzysiężeniu nowego rządu premier Kamal el Ganzouri oświadczył drżącym głosem, że stan finansów państwa jest w stanie tak katastrofalnym, że aż trudnym do wyobrażenia. Kasy państwowe świecą dosłownie pustkami, a wydatki ponoszone przez państwo wciąż znacznie przewyższają wpływy do budżetu. Zabrzmiało to jak oświadczenie, że Egiptowi grozi bankructwo! Premier zamierza w najbliższym czasie wprowadzić liczne oszczędności oraz zaostrzyć przyznawanie rozmaitych dotacji (w tej chwili dość spore dotacje są przyznane na przykład na chleb oraz benzynę). Czym to grozi? Możliwości jest kilka... po pierwsze pogorszeniu ulegnie sytuacja najbiedniejszych mieszkańców Egiptu...aż trudno sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało życie najbiedniejszych, którym dotacja na chleb pozwala przeżyć z dnia na dzień. Czy nadal będą mogli pozwolić sobie na zakup chleba po likwidacji tej dotacji? (jeżeli ona nastąpi, bo tego premier nie powiedział - mówił tylko o cięciach budżetowych i zaciskaniu paska, rozwiązaniach jakże dobrze mi znanych z telewizyjnych wystąpień premiera Polski oraz innych przywódców europejskich). Kolejną możliwą do wystąpienia sytuacją w Egipcie jest... masowa emigracja mieszkańców Egiptu, a w szczególności mieszkańców dużych miast, takich jak Kair czy Aleksandria, do... no właśnie dokąd? Do Europy to chyba nie, bo tutaj sytuacja wcale nie przedstawia się lepiej, z każdym tygodniem na skraju bankructwa stają kolejne państwa - Grecja, Włochy, Węgry, Hiszpania, Portugalia... a więc może emigracja do krajów Półwyspu Arabskiego, może do jakże lubianej przez Egipcjan Turcji, może do Australii, czy też Kanady... Kolejnym problemem z jakim być może będzie musiał sobie poradzić Egipt, jest fala masowych protestów przeciw wprowadzanym oszczędnościom - znane nam doskonale z takich państw jak Grecja, czy Portugalia.
A co może „uzdrowić” gospodarkę Egiptu? Najważniejszym źródłem dochodu dla tego afrykańskiego państwa już od dłuższego czasu jest TURYSTYKA. Turystyka, a więc ta gałąź „przemysłu”, która chyba ucierpiała najbardziej w wyniku wydarzeń jakie miały miejsce w Egipcie na początku 2011 roku. Z powodu Rewolucji, masowych protestów, demonstracji, rozruchów ulicznych turyści zmienili kierunek podróży omijając Egipt szerokim łukiem i w ten sposób w dość znaczący sposób przyczynili się do obecnej katastrofalnej sytuacji finansowej państwa. Czy jednak słusznie Egipt „zniknął” z mapy turystycznej świata? Czy naprawdę turyści mają się czego obawiać podczas wakacji spędzanych choćby nad Morzem Czerwonym? Moja odpowiedź jest bardzo krótka... NIE. Turyści są i będą bezpieczni w Egipcie. I właśnie w tym miejscu zwracam się z apelem do wszystkich tych, którzy już zaczynają myśleć o przyszłorocznych wakacjach, ale jeszcze nie podjęli decyzji dokąd pojadą. Z całego serca zachęcam do spędzenia wakacji w kraju faraonów!!!
Gorące i słoneczne plaże nad Morzem Czerwonym, Piramidy w Gizie, leniwie płynący Nil, zbiory Muzeum Starożytności w Kairze, zabytki z czasów starożytnych w Luksorze, Asuan, świątynia Abu Simbel, czy też klasztor św. Katarzyny na Synaju to tylko kilka z licznych miejsc wartych odwiedzenia w Egipcie. Tak więc Szanowny Turysto nie wahaj się już dłużej i wakacje roku 2012 spędź właśnie w Egipcie! Zostaw kilka funtów w hotelach, restauracjach, lokalnych kawiarniach, sklepach z pamiątkami... w zamian otrzymasz słońce, niezwykłą gościnność Egipcjan, trochę egzotyki i niezapomniane wrażenia... nie pozwól, by z powodów politycznych kraj, w którym narodziła się cywilizacja, a który stanął na skraju bankructwa, musiał zrobić krok w przód i wpaść w lawinę międzynarodowych pożyczek. Ja może nie wybiorę się na wycieczkę z biurem podróży, bo jednak lubię sama sobie organizować czas, ale jak tylko znajdę kilka groszy, to od razu kupuję bilet na samolot i wyruszam z powrotem do Kairu... być może spotkamy się pod Piramidami w Gizie? 


A jeżeli przed wyjazdem chciałbyś dowiedzieć się jeszcze więcej o Kairze, Egipcie, zabytkach, lokalnej kuchni... to zapraszam na stronę Przewodnika po Kairze online w wersjach: polskiej i angielskiej.

Muzeum Egipskie w Kairze
Cytadela w Kairze
Piramidy w Gizie
Sfinks - strażnik Piramid w Gizie
Pałac Abdin w Kairze

13 grudnia 2011

A jednak wygrali islamiści

04 grudnia 2011, godzina 22:00

Są już wstępne wyniki wyborów parlamentarnych w Egipcie. Partia Wolność i Sprawiedliwość (Freedom and Justice Party) założona wiosną tego roku przez Bractwo Muzułmańskie zdobyła ponad 35% głosów i zdecydowanie wysunęła się na prowadzenie w „walce” o miejsca w parlamencie. Na drugim miejscu uplasowała się „skrajnie konserwatywna partia muzułmanów salafitów”* z poparciem 24%, kolejna partia o „zabarwieniu” islamskim Wassat zdobyła ponad 4% głosów, a więc jak łatwo policzyć partie islamskie zdobyły razem ponad 60% wszystkich głosów. Na Blok Egipski, w którego skład weszły mniejsze ugrupowania o poglądach liberalnych zagłosowało 15%. Co to oznacza dla przyszłości Egiptu? Jak powiedział Ahmed Subai z Partii Wolność i Sprawiedliwość „naród egipski wkroczył na drogę prowadzącą do zbawienia...”* Partia Bractwa Muzułmańskiego, która jest zwycięzcą wolnych wyborów parlamentarnych nie zamierza jednak rządzić sama, ale wyciągnąć rękę do wszystkich pomniejszych ugrupowań, aby razem przejść przez trudny okres transformacji kraju. Nie można jednak pominąć faktu, że to jednak partie o charakterze mocno religijnym wygrały te wybory, i można się spodziewać, że wszelkie zmiany w prawie i konstytucji będą zmierzały w kierunku wprowadzenia Szariatu w kolejnych dziedzinach życia (w tej chwili prawo cywilne Egiptu oparte jest w dużym stopniu na Kodeksie Napoleona, natomiast Szariat obecny jest wyłącznie w prawie rodzinnym). Czas pokaże, czy wybór jakiego dokonali Egipcjanie był słuszny, a rządy nowego parlamentu będą zgodne z oczekiwaniami narodu...

12 grudnia 2011

Wybory parlamentarne

28 listopada 2011, godzina 19:00

Rozpoczęły się wybory parlamentarne - pierwsze wolne wybory od czasu obalenia prezydenta Hosniego Mubaraka. Odbędą się one w kilku etapach, co ma związek przede wszystkim z brakiem odpowiedniej ilości komisji wyborczych, aby wszyscy mieszkańcy kraju mogli głosować w tym samym czasie. W pierwszym terminie, a więc dzisiaj, głosują między innymi mieszkańcy Kairu, Aleksandrii oraz chrześcijańskiego Asjut. Dwa tygodnie później zagłosują mieszkańcy kolejnych części kraju, potem jeszcze kolejni. W sumie odbędą się trzy rundy wyborów parlamentarnych do izby niższej. Końcowe oficjalne wyniki będą znane w połowie stycznia 2012 roku. Następnie odbędą się wybory do izby wyższej (również w trzech etapach), a na sam koniec wybory prezydenckie - te ostatnie zapowiedziano na koniec czerwca 2012 roku, a więc ponad rok po ustąpieniu Hosniego Mubarka.
Trudno powiedzieć jaki procent mieszkańców Egiptu weźmie udział w pierwszych wolnych wyborach. Pewne jest tylko, że od wczesnych godzin porannych Egipcjanie stoją w kolejkach przed lokalami wyborczymi i czekają na ich otwarcie, aby móc zagłosować na wybranych kandydatów.
W zasadzie wybory przebiegły bez większych zakłóceń i bez agresji, a na Plac Tahrir powrócił względny spokój. Pytanie tylko na jak długo? 

4 grudnia 2011

Tysiące rannych w centrum Kairu

(20 - ) 27 listopada 2011, godzina 20:00

Pokojowa demonstracja zorganizowana w piątek przez Bractwo Muzułmańskie na Placu Tahrir przerodziła się w krwawe zamieszki trwające ponad tydzień. W Kairze, Aleksandrii, Port Said, Asyut doszło do starć protestujących z policją i wojskiem. Bilans tych wydarzeń jest przerażający - śmierć poniosły 42 osoby, a ponad 3200 zostało rannych (jak podają oficjalne źródła rządowe). Poza tym rząd premiera Essama Sharafa podał się do dymisji - chociaż żaden protestujący akurat tego posunięcia władz nie oczekiwał. Tłum zebrany przede wszystkim na Placu Tahrir w Kairze, domagał się ustąpienia marszałka Tantawiego i przekazania władzy w ręce cywilnego rządu. A tymczasem rządu nie ma... powołano również nowego - starego premiera, który ma stworzyć kolejny rząd (na to stanowisko został powołany Kamal el Ganzouri, który pełnił funkcję premiera w latach 1996 - 1999, a więc w czasach kiedy prezydentem Egiptu był, obalony w lutym bieżącego roku, Hosni Mobarak). I tylko pytam, po co te wszystkie zabiegi kosmetyczne skoro i tak sytuacja w kraju nie ulegnie żadnej zmianie?! Rząd w Egipcie nie ma bowiem żadnej władzy i są tu raczej tylko po to, żeby byli... a nie po to, żeby coś realnie zmieniać. Cała władza w kraju skupiona jest w rękach Naczelnej Władzy Wojskowej, na której czele stoi marszałek Tantawi. I właśnie jego ustąpienia domagali się demonstranci zebrani na Placu Tahrir przez ostatni tydzień.
Główne walki uliczne pomiędzy rozgniewanym tłumem a uzbrojoną w gaz łzawiący i gumową amunicję policją rozegrały się na ulicy Mohameda Mahmouda, która łączy Plac Tahrir z budynkiem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dramatyczne wydarzenia, w których śmierć poniosło ponad 40 osób rozegrały się na ulicy, przy której mieszkałam przez ostatni rok... pod moim balkonem... zupełnie jak dziesięć miesięcy temu, podczas Rewolucji...
Przez ostatnie siedem dni moje życie ograniczyło się do siedzenia przez komputerem i śledzenia wszelkich przekazów telewizyjnych z Egiptu. Widziałam tysiące Egipcjan zebranych na Tahrir, widziałam krążące bez ustanku karetki pogotowia, widziałam powyrywane płyty chodnikowe służące demonstrantom za amunicję w walkach ze służbami bezpieczeństwa... i chociaż byłam oddalona od tych wydarzeń o 3000 kilometrów, doskonale wiedziałam, jak wygląda centrum miasta, jak czuli się jego mieszkańcy, jak gryzł gaz łzawiący... wiedziałam, bo przeżyłam Rewolucję, a przez ostatnie siedem dni na Placu Tahrir „zagościła” Rewolucja po Rewolucji... pytanie tylko, co będzie dalej?

(więcej szczegółów dotyczących Rewolucji jaka miała miejsce pomiędzy 25 stycznia a 11 lutego 2011 roku w Egipcie już wkrótce...)

28 listopada 2011

Bractwo Muzułmańskie na Placu Tahrir

18 listopada 2011, godzina 18:00

Tradycją się stało, że jak już piszę w piątek, to zazwyczaj o zamieszkach – i to bez względu, czy aktualnie przebywam w Kairze, czy też w Polsce. I dzisiaj znów jest piątek i znowu zamieszki.... chociaż może na dzisiaj to zbyt duże słowo. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Bractwa Muzułmańskiego, na Placu Tahrir w centrum Kairu zorganizowano kolejne protesty – ostatnie przed wyborami parlamentarnymi, które mają się rozpocząć już za dziesięć dni, 28 listopada 2011 roku. Powodem dzisiejszych protestów są zmiany, a raczej ich brak, w Konstytucji. Kiedy w lutym tego roku Naczelna Rada Wojskowa przejęła władzę w kraju, zapowiedziała zmiany w obowiązującej Konstytucji i niestety, na zapowiedziach się zakończyło. Przez ostatnie dziewięć miesięcy nie zmieniło się nic... echo Rewolucji przeminęło, a wraz z nim chęć władz do zmiany systemu panującego w kraju, do zmiany warunków socjalnych, do zmiany Konstytucji. Życie jakie było, takie jest – chociaż pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest dużo trudniejsze niż było. Rewolucja doprowadziła do zwolnienia wielu pracowników, do zmniejszenia przychodów z turystyki, która jest jednym z podstawowych sektorów przynoszących dochody. Z turystyki żyje ponad 50% ludności... i nagle turyści zniknęli, a władza nie robi nic, żeby codzienne życie Egipcjan stało się łatwiejsze. I z każdym dniem przybywa ludzi żyjących za dwa dolary dziennie lub mniej...
Co do zmian w Konstytucji, w marcu tego roku przeprowadzono referendum i właściwie na tym cała sprawa się skończyła. Żadnych zmian, żadnych perspektyw, tylko puste obietnice. I stąd kolejne protesty w centrum Kairu... zdaje się, że mieszkańcy mają już dość Naczelnej Rady Wojskowej i żądają, aby ta – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – oddała władzę w ręce cywilnego rządu.
Za dziesięć dni odbędą się wybory parlamentarne... co przyniosą? No cóż... parlament w Egipcie ma niewielką władzę (o ile jakąś ma w ogóle) i chyba nie ma się co łudzić, że wybory cokolwiek zmienią. I Egipcjanie mają tego świadomość... dlatego po raz kolejny wychodzą na ulice stolicy.
Bractwo Muzułmańskie, najlepiej zorganizowana organizacja w tym kraju postanowiła po raz ostatni przed wyborami zaapelować do Naczelnej Rady Wojskowej o wprowadzenie zmian i przyspieszenie procesu demokratyzacji. Trochę to dziwne – bo przecież jak ogólnie wiadomo, akurat tej organizacji nie bardzo zależy na demokracji.  Ale tutaj właśnie ukryty jest podstawowy cel dzisiejszej demonstracji. Mam wrażenie, że wcale nie chodzi o oddanie władzy i zmiany w panującym systemie... tylko o promocję samego Bractwa, a dokładniej partii politycznej, którą utworzyli po obaleniu Hosniego Mobaraka. Partia Sprawiedliwość i Wolność (Justice and Freedom Party) cieszy się bowiem największym poparciem społecznym i ma duże szanse, aby wygrać nadchodzące wybory parlamentarne. A wówczas... wolałabym o tym nawet nie myśleć... zresztą chyba nie tylko ja. Ale wówczas może się okazać, że podróże do Egiptu nie będą już ani takie proste, ani takie przyjemne, szczególnie dla nie-muzułmanów. I na tym właśnie będzie polegała demokracja... bo przecież nawet jeżeli partia Sprawiedliwość i Wolność osiągnie większość w parlamencie, to zawsze będą mogli powiedzieć, że wygrali je w wolnych i demokratycznych wyborach. 

26 listopada 2011

I znowu w piątek zamieszki

11 listopada 2011, godzina 21:00

Kolejny piątek i kolejne zamieszki w stolicy – ale tym razem nie mam na myśli Kairu, ale Warszawę. Siedzę przed telewizorem i oglądam doniesienia medialne dotyczące wydarzeń w stolicy. Jest 11 listopada 2011, w Polsce Dzień Niepodległości... a oglądając telewizję mam wrażenie jakbym przeniosła się nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie. Co widzę? Tłum zamaskowanych chuliganów bijących się z policją, powyrywane płyty chodnikowe, zniszczone przystanki autobusowe i tramwajowe, atak owych chuliganów na dziennikarzy, płonące na ulicach samochody... wspomnienia powracają natychmiast. Czuję się jakbym znów siedziała na hotelowym tarasie w centrum Downtown w Kairze i była trochę świadkiem, a trochę uczestnikiem Rewolucji jaka miała miejsce na przełomie stycznia i lutego 2011 roku. Tylko na szczęście tym razem nie mam problemów z oddychaniem, bo w powietrzu nie unosi się żadna chmura gazu łzawiącego... w końcu siedzę we własnym mieszkaniu przed telewizorem. Pytam się tylko, po co to wszystko? W Egipcie powód demonstracji, protestów, ulicznych zamieszek był oczywisty, klarowny, jasno sprecyzowany i jak najbardziej przez mnie rozumiany i popierany. A tutaj? A tutaj, mam wrażenie, biją się dla zabicia wolnego czasu, dla wyładowania agresji, dla zaistnienia w gangach młodzieżowych. Bo przecież nie biją się dla zaistnienia w mediach  i dla sławy – bo gdyby tak było, nie zasłanialiby przynajmniej twarzy. Więc właściwie komu potrzebne są te zamieszki na ulicach Warszawy? 

25 listopada 2011

I znów protesty na ulicach Kairu

28 października 2011, godzina 19:00

I znowu piątek, i znowu protesty w centrum Kairu, i wciąż te same żądania. Protestujący Egipcjanie domagają się zapowiadanych dziesięć miesięcy temu reform, zmian w Konstytucji, a przede wszystkim oddania władzy cywilom. Mają już dość wojskowych rządów, które w zasadzie niczym się nie różnią od obalonego w lutym 2011 roku reżimu Mobaraka.  A dokładnie za miesiąc rozpoczną się wybory do parlamentu.

23 listopada 2011

Mój Kair – minął rok...

21 października 2011, godzina 06:00

Od mojego wyjazdu z Polski minął dokładnie rok. To właśnie 21 października 2010 roku o szóstej nad ranem siedziałam z kubkiem kawy na hotelowym tarasie w centrum Kairu i pisałam pierwszy wpis na niniejszym blogu. Wiedziałam wówczas, że moje życie stanęło trochę na głowie i wiele się zmieni. Wiedziałam również, że znalazłam się daleko od rodzinnego domu i jestem w zupełnie innym świecie... byłam szczęśliwa. Nie sądziłam jednak, że będzie to rok trudny nie tylko ze względu na tę inność, ale trudny przede wszystkim ze względów politycznych (a może historycznych). Zaledwie trzy miesiące po moim przyjeździe do Kairu wybuchła Rewolucja, w wyniku której społeczeństwo egipskie obaliło prezydenta Hosniego Mobaraka. Całe osiemnaście dni i nocy spędziłam na hotelowym tarasie w centrum miasta, w centrum owych wydarzeń... ale o tym, co widziałam, co słyszałam i co przeżyłam jeszcze przyjdzie czas opowiedzieć (a kiedy już to zrobię, to na pewno o tym fakcie poinformuję na niniejszym blogu).
Minął rok... jak wiesz, Drogi Czytelniku, jestem teraz w Polsce... chociaż moje serce i spory kawałek mojej duszy pozostały w Kairze. I tylko mam nadzieję, że los pozwoli mi tam powrócić... już wkrótce.

A przy okazji tej mojej małej rocznicy pragnę serdecznie podziękować wszystkim Czytelnikom za śledzeniu losów moich i miasta, które tak bardzo pokochałam. Dziękuję zarówno tym, którzy na bieżąco czytają niniejszego bloga, jak i tym, którzy znaleźli się tu całkiem przypadkiem i być może pozostali na trochę dłużej. Dziękuję także tym, którzy zrezygnowali z dalszego czytania po jednej wizycie na blogu.
Jednocześnie zachęcam do bywania na blogu i śledzenia dalszych losów mojego Kairu...

22 listopada 2011

Prawo wyborcze dla emigrantów

19 października 2011, godzina 18:00

Trwają spory wokół zgody na umożliwienie Egipcjanom przebywającym na stałe poza granicami kraju, na udział w wyborach parlamentarnych. Unia Egipcjan za granicą wniosła sprawę do sądu przeciwko Komitetowi Wyborczemu, szefowi Rady Najwyższej Sił Zbrojnych, premierowi oraz ministrowi spraw wewnętrznych za uniemożliwienie głosowania w ambasadach na całym świecie. W ten sposób odbiera się prawo wyborcze wszystkim emigrantom, którzy z różnych powodów wyjechali z Egiptu. Unia Egipcjan uznała takie zachowanie za naruszenie Konstytucji oraz Międzynarodowej Konwencji Praw Obywatelskich i skierowała sprawę do Sądu Administracyjnego. 

Chrześcijanie giną na ulicach Kairu

09 października 2011, godzina 23:30

Informacje jakie docierają do mnie z Egiptu, a w szczególności z Kairu, są coraz bardziej niepokojące. Palenie kościołów chrześcijańskich, walki uliczne pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, brak wzajemnego szacunku oraz narastająca wrogość wobec siebie wyznawców obu tych religii – chciałoby się zacytować fragment piosenki Maryli Rodowicz – „ale to już było i nie wróci więcej”. Niestety, sytuacja robi się coraz bardziej napięta, a pokazały to wydarzenia, jakie miały miejsce w Kairze w nocy z dziewiątego  na dziesiątego października. W wyniku protestów, demonstracji, walk z policją i przede wszystkim z wojskiem oraz w wyniku narastającego niezadowolenia, na ulicach w centrum Kairu śmierć poniosły 24 osoby, w większości Koptowie (chrześcijanie wschodni stanowiący 10% ogółu społeczeństwa egipskiego), a ponad 200 zostało rannych.
Słuchając doniesień z Kairu i przeglądając fotografie oraz materiały filmowe z wydarzeń z ostatniej nocy, nasuwa się tylko jedno, a może dwa, pytania: po co? i kto za tym wszystkim tak naprawdę stoi? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, żeby nagle wśród muzułmańskiej części społeczeństwa egipskiego, którzy do tej pory, zgodnie z naukami Quranu, szanowali chrześcijan, tak nagle coś się zmieniło. Żeby tak nagle chrześcijanie zaczęli im po prostu przeszkadzać, bo niby w czym?

więcej o krwawych wydarzeniach z ostatniej nocy: (w języku angielskim)

a także fotoreportaż w języku polskim:

Obietnice wyborcze

05 października 2011, godzina 18:00

Od dłuższego czasu po Kairze krążą pogłoski, że wojsko planuje utrzymać się przy władzy poprzez wystawienie w nadchodzących wyborach prezydenckich własnego kandydata. Informacja wzbudza nie tylko oburzenie wśród Egipcjan, ale również prowadzi do nasilenia niepokoju społecznego. Mieszkańcy Kairu coraz głośniej i częściej odgrażają się siłom zbrojnym, które przejęły pełnię władzy po obaleniu Mobaraka, że ponownie wyjdą na ulicę i dokonają kolejnej rewolucji mającej na celu przekazanie władzy w ręce cywilne.
W sprawie zajął dzisiaj głos marszałek Sił Zbrojnych Tantawi, który jednoznacznie zaprzeczył wszelkim pogłoskom dotyczącym utrzymania się wojska przy władzy. Zaprzeczył, jakoby wojsko planowało wystawienie własnego kandydata na prezydenta. Pytanie tylko, czy jest to zwykłe „mydlenie oczu” mające na celu uspokojenie społeczeństwa, czy też naprawdę wojsko planuje ostatecznie zrzec się władzy i, jak powiedział Tantawi, chce ją jak najszybciej przekazać nowej władzy cywilnej? Mam duże wątpliwości, czy społeczeństwo egipskie powinno uwierzyć marszałkowi... mi jakoś zaufania brakuje (chociaż mam nadzieję, że niesłusznie).
Otwartym pozostaje również pytanie o termin wyborów prezydenckich - Rada Najwyższa Sił Zbrojnych do tej pory nie ustaliła dokładnej daty przeprowadzenia wyborów. Wiadomo na razie, że 28 listopada rozpoczną się, trwające cztery miesiące, trzystopniowe wybory do parlamentu.

21 listopada 2011

Napięta sytuacja z Izraelem

04 października 2011, godzina 20:30

Sytuacja z Izraelem staje się coraz bardziej napięta. Po raz kolejny na terenie Synaju doszło do eksplozji gazociągu, który dostarcza gaz zarówno do Izraela, jak i do sąsiadującej Jordanii. Od czasu ustąpienia Mobaraka ze stanowiska prezydenta Egiptu ( co miało miejsce 11 lutego 2011 roku), to już chyba piąty atak na gazociąg. I właściwie trudno ustalić, kto stoi za tymi atakami: czy są to Egipcjanie coraz bardziej wrogo „nastawieni” do Izraela, czy może plemiona Beduinów dość licznie zamieszkujące Synaj, czy może terroryści, albo Palestyńczycy, czy może sami Izraelici? Póki co, wiadomo jedynie, że eksplozje owego gazociągu są w ostatnich miesiącach dość regularne. 

Podróż autobusem

03 października 2011, godzina 13:45

Siedzę w autobusie... tak, tak – siedzę w autobusie. Pomimo, iż jest początek tygodnia, studenci wrócili już po wakacjach, a i godzina nie jest ani bardzo wczesna, ani tym bardziej bardzo późna, bez problemu znalazłam miejsce siedzące. W Kairze byłaby to rzecz niemożliwa – tam, bez względu na dzień tygodnia i porę dnia, autobusy są zawsze przepełnione. Zawsze mnie to dziwiło, bo jak wspominałam wcześniej, podróż autobusem należy do jednego ze sportów ekstremalnych, jakie zmuszony jest uprawiać Europejczyk będąc w Kairze. A tu w Polsce – nie muszę biegać pomiędzy samochodami, żeby dogonić uciekający autobus, który po prostu nie zatrzymał się na przystanku; nie muszę wskakiwać  do środka, a tym bardziej nie muszę wyskakiwać; nie muszę także rozpychać się łokciami pomiędzy spoconymi i pragnącymi wykorzystać ścisk wewnątrz (żeby móc całkiem legalnie dotknąć kobietę – Europejkę - blondynkę) Egipcjanami. Wystarczy, że poczekam na przystanku aż przyjedzie autobus i zatrzyma się, aby umożliwić mi swobodne wejście do środka. I jak się dzisiaj okazuje – mogę nawet znaleźć wolne miejsce siedzące. Ale na tym różnice się nie kończą – z tym, że kolejne są na niekorzyść podróżowania autobusem w Polsce. Jak wspomniałam, miałam dość dużo szczęścia, bo bez żadnego problemu znalazłam miejsce siedzące – w dodatku przy oknie. Mogłam więc rozsiąść się dość wygodnie i przez kolejne pół godziny odkrywać moje rodzinne miasto z okien autobusu (odkrywać je po mojej prawie rocznej nieobecności tutaj). Niestety, ta moja przyjemna podróż dość wcześnie została zakłócona... kilka przystanków dalej do autobusu wsiadło małżeństwo w średnik wieku. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ich obecność najpierw wyczuł mój nos – trudno było bowiem nie poczuć dość silnej woni alkoholu, jaka roztaczała się wokół małżeństwa. Później usłyszałam bełkoczące głosy, a dopiero na samym końcu dostrzegłam nowych współpasażerów. Moim oczom ukazał się widok, jakiego nie miałam okazji oglądać przez ostatni rok (nie licząc moich wcześniejszych wakacji w Polsce) – małżeństwo w średnim wieku było brudne, cuchnące, z trudem trzymające się na własnych nogach. Jak dla mnie, osoby, której tu jakiś czas nie było, widok naprawdę „egzotyczny”. I specjalnie biorę tę egzotykę w cudzysłów, bo jakże jej daleko do tej egzotyki znanej z katalogów biur podróży! Za tego rodzaju egzotykę powinniśmy się jednak wstydzić... a niestety, mam wrażenie, że w oczach świata ta egzotyka wciąż stanowi „reklamę” naszej kochanej Polski. 

20 listopada 2011

Demonstracje na Tahrir

30 września 2011, godzina 23:00

I znowu piątek – w Kairze dzień wolny od pracy. I jak podczas większości piątków w roku 2011, tak i tym razem mieszkańcy zebrali się na Placu Tahrir w centrum miasta. Czego żądają? Przede wszystkim protestujący domagają się jak najszybszego przekazania władzy służbie cywilnej. Zgodnie z zapowiedziami z lutego br. wybory parlamentarne miały się odbyć we wrześniu, a tymczasem miesiąc się skończył i nic się nie wydarzyło. Wiadomo jedynie, że wybory rozpoczną się 28 listopada, a więc za kolejne dwa miesiące. Co się wydarzy do tego czasu? Tego chyba nikt w tym kraju, a może i na całym świecie, nie jest w stanie przewidzieć. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać z nadzieją, że nie wydarzy się już nic złego. A co przyniosą same wybory? Tego też chyba nikt nie wie...

15 listopada 2011

W Polsce - spacer w parku

25 września 2011, godzina 17:00

Jak dla mnie, pogoda nie rozpieszcza, chociaż za oknem jest, jak twierdzą moi znajomi, bardzo ciepło i nawet słonecznie. No tak, może nie ma mrozów, ale jak się jeszcze kilka dni temu miało codziennie powyżej 30 stopni Celsjusza, to trudno powiedzieć, że jest ciepło przy zaledwie 20. Mieszkałam w Egipcie niecały rok, a jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej polskiej pogody. No, ale nie będę narzekać – powiedzmy, że jest ciepło i słonecznie. Postanawiam wykorzystać tę miłą aurę panującą za oknem i idę na spacer. Kieruję się do mojego ulubionego parku, w którym spędzałam długie godziny jeszcze przed moim wyjazdem.
I właściwie już od samego początku odczuwam, że jestem w Polsce, że jestem w zupełnie innym świecie niż ten, w którym spędziłam ostatnie 11 miesięcy.
Egipt jako państwo muzułmańskie bardzo rygorystycznie podchodzi do publicznego okazywania uczuć, które jako przejaw intymności powinno być „zarezerwowane” tylko i wyłącznie dla małżonków. I to nie tylko w sensie samego okazywania uczuć, ale również do okazywania ich publicznie. W Egipcie zabronione jest bowiem dotykanie, przytulanie oraz całowanie się dwojga ludzi w miejscach publicznych, nawet jeżeli są oni małżonkami. W najgorszym przypadku takie zachowanie może zakończyć się aresztowaniem. Okazywanie uczuć na ulicach Kairu ogranicza się zatem do trzymania za ręce, do ukradkowych spojrzeń i całkiem „przypadkowych” dotknięć. Nie ma mowy o niczym więcej...
Zupełnie inaczej sprawa publicznego okazywania sobie uczuć wygląda w Polsce. Mam wrażenie, że zahamowań w tej kwestii jest tu coraz mniej... i nikogo już nie dziwi widok namiętnie całującej się pary na ulicy w centrum miasta, czy też widok dziewczyny siedzącej na kolanach chłopaka w tramwaju. Bo przecież wolne siedzenie jest tylko jedno i trzeba sobie jakoś poradzić w tej sytuacji. A mnie jednak taki widok razi... i już po kilkunastu minutach spaceru w parku mam ochotę wsiąść w samolot i powrócić do Kairu. 

12 listopada 2011

Przyjazd do Polski – zima to czy lato?

16 września 2011, godzina 23:30

Stało się... jestem w Polsce, a dokładniej w mojej rodzinnej Wielkopolsce. Po długiej podróży pomiędzy dwoma, jakże różnymi od siebie światami, postanowiłam spędzić kilka dni z dala od cywilizacji, telefonów, bliższych i dalszych znajomych. „Zaszyłam się” na niewielkiej wsi gdzieś w samym środku Wielkopolski... I zupełnie jak podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce, pogoda jest właściwie do „niczego”. Jest zimno i deszczowo... zaczynam tęsknić za 30 stopniowym upałem i egipskim słońcem. Bo już sama nie wiem, czy za oknem panuje jeszcze wciąż lato, czy może jest już zima?

10 listopada 2011

Przyjazd do Polski – dlaczego?

13 września 2011, godzina 2:15

Ogólna sytuacja polityczna, społeczna, gospodarczo-ekonomiczna, a także wydarzenia, jakie rozgrywają się w moim życiu osobistym, sprawiły, że znów jestem w miejscu, którego szczerze nie lubię. I nie jest to gabinet stomatologiczny, nie jest to także szary budynek Mogammy, ani też areszt. Jest kwadrans po drugiej w nocy i dopijam właśnie ostatni łyk herbaty w jednej z licznych kawiarni na Międzynarodowym Lotnisku w Kairze. Za godzinę będę już siedziała w samolocie, a po kolejnych czterech znajdę się w zupełnie innym świecie. W świecie, do którego wcale nie mam ochoty wracać... ale życie czasem pisze inne scenariusze niż byśmy sobie tego życzyli.
Dopijam ostatni łyk herbaty i kieruję się do „sali odlotów” numer H-23. Nad drzwiami widnieje napis „Warsaw”...

(Fakt przyjazdu do Polski nie oznacza zaprzestania lub zawieszenia mojej twórczej działalności na niniejszym blogu – tematów związanych ze stolicą Egiptu, które chciałabym tutaj poruszyć wciąż mi nie brakuje. A i podejrzewam, że kolejne dni i tygodnie podsuną mi całkiem nowe... Tak więc zachęcam do dalszego śledzenia wpisów na blogu...)

7 listopada 2011

„Dżihad”, czy to „święta wojna”?

12 września 2011, godzina 20:30

Tak sobie pomyślałam, że nadszedł odpowiedni moment, aby napisać kilka słów na temat „dżihadu” – pojęcia, które po zamachach z 11 września 2001 roku, stało się bardzo popularne w kulturze Zachodu, i które pojawia się we wszystkich dyskusjach dotyczących terroryzmu. A czym naprawdę jest „dżihad”?
Wpis w dużym stopniu opieram na książce Ewy Machut – Mandeckiej „Archetypy islamu”, którą bardzo gorąco polecam tym, którzy interesują się kulturą islamu, tym którzy z różnych powodów chcieliby zrozumieć czym jest islam, a także tym, którzy zapragnęli porzucić stereotypowe przekonanie, że każdy muzułmanin jest terrorystą.
Powracam jednak do pytania, czym jest „dżihad” – pojęcie, które w obecnych czasach wzbudza niemało kontrowersji, emocji, a także obaw. Czy jednak słusznie boimy się „dżihadu” i czy słusznie tłumaczymy ten termin jako „świętą wojnę”?
„W kontekście teologii islamu termin „święta wojna” nie znajduje w ogóle zastosowania, ponieważ wobec braku podziału na sfery sacrum i profanum wszystkie działania muzułmanina są interpretowane w kontekście religijnym, a zatem każda wojna jest w takim samym stopniu „święta” jak „świecka””
(Ewa Machut – Mandecka, „Archetypy islamu”, s. 130)
Termin “dżihad” nie występuje w żadnym wersecie Quranu, świętej księgi islamu. Pojawia się natomiast termin „dżahada”, którego znaczenie można określić jako „starać się, bić się, poświęcać wszystkie siły, wojować w imię czegoś”. Quran jest księgą, którą można czytać tylko i wyłącznie w oryginale, a więc w języku, w którym powstał. Wszystkie tłumaczenia (zwane przekładami) jakie znajdujemy na całym świecie są jedynie streszczeniami, interpretacjami oryginalnego tekstu. Przysparza to kolejnych problemów na drodze interpretacji pewnych pojęć zawartych w księdze, w tym także pojęcia „dżahady”, czy powstałego później rzeczownika „dżihad”.
„W pierwszym cyklu objawień islamu, który przypada na okres mekkański, dżihad przyjmuje swoje szerokie znaczenie – starań, wytężonych wysiłków podejmowanych w określonym celu. „Kto usilnie walczy, walczy dla samego siebie” (Quran, sura 29,26).
(Ewa Machut – Mandecka, „Archetypy islamu”, s. 132)
W tym kontekście dżihad pojmowany jest jako walka z własnymi namiętnościami, wysiłek podejmowany przez każdego muzułmanina w celu zbliżenia się do Boga. Nie ma tu ani słowa o walce zbrojnej przeciwko innowiercom, czy niewiernym.
Niestety, przez wieki uczeni i interpretatorzy Quranu, zaczęli pojmować ową walkę, również jako walkę zbrojną przeciwko tym, którzy w jakikolwiek sposób atakują islam.
Koniec XX i początek XXI wieku przynosi zamachy i ataki terrorystyczne, które przez uczonych Zachodu zaczynają być określane jako „święta wojna”. Czy jednak słusznie?

2 listopada 2011

Panorama Kairu w 10 rocznicę zamachów z 11 września

11 września 2011, godzina 20:00

10 rocznica zamachów na World Trade Center w Nowym Jorku – wydarzenia, które wstrząsnęło całym światem, a już na pewno całym światem „zachodnim”.
W Kairze nie wydarzyło się dzisiaj właściwie nic nadzwyczajnego. Jak wszystkie dni przez ostatnie trzy miesiące, tak samo i dzisiaj było upalnie i słonecznie. Jak co dzień na ulicach w centrum miasta tworzyły się „korki” uliczne, jak co dzień ludzie spieszyli się do pracy, jak co dzień wracali po pracy do swoich domów, spotykali się z przyjaciółmi. Zupełnie jakby nikt nie zauważył, że właśnie dzisiaj przypada 10 rocznica tych strasznych wydarzeń, które „zaburzyły” pozycję Stanów Zjednoczonych we współczesnych świecie.
I pewnie gdyby nie fakt, że w hotelu, w którym mieszkam, przebywa również obywatelka USA, nikt z nas nie przypomniałby sobie o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat. I zadaję sobie tylko jedno pytanie – czy to coś nagannego, że tak po prostu zapomnieliśmy? Czy powinniśmy zapomnieć, czy może jednak powinniśmy pamiętać? Pamiętać już na zawsze? Tylko jeśli pamiętać, to właściwie co powinniśmy zapamiętać? Atak na Stany Zjednoczone, o którym siły bezpieczeństwa USA wiedziały od dłuższego czasu, tylko zbagatelizowały wszelkie przesłanki? A może powinniśmy zapamiętać niewinnych ludzi, którzy stracili życie wyskakujących z okien obu wieżowców? A może uderzenie drugiego samolotu, które mieliśmy okazję obserwować w relacjach telewizyjnych „na żywo”? A może zawalenie się obu wież, które zabrały ze sobą tak wiele istnień ludzkich? A może powinniśmy zapamiętać wszystko to, co wydarzyło się po ataku na World Trade Center – wojnę w Iraku, wojnę w Afganistanie? A może wszystkie kontrowersyjne pytania i hipotezy na temat przyczyn, przebiegu i nigdy nie wyjaśnionych faktów dotyczących tego straszliwego ataku? Co powinniśmy zapamiętać?
W Kairze jest dzisiaj piękna pogoda... być może taka sama, jaka była tu 11 września 2001 roku... i oby na całym świecie nie wydarzyło się dzisiaj nic, co przyćmiłoby swoją „wielkością” i swoim okrucieństwem wydarzenia sprzed 10 lat.

Kair 11 września 2011 roku





27 października 2011

Demonstracja w ambasadzie Izraela

10 września 2011, godzina 1:30
Kolejny piątek w centrum Kairu. Jak prawie co tydzień, na Placu Tahrir odbyła się demonstracja - pokojowa, trochę wesoła, a momentami nawet chaotyczna. Nie do końca było wiadomo, czego tym razem domagają się mieszkańcy Kairu. Wydawać by się mogło, że po prostu przyszli na Plac Tahrir, aby zademonstrować, że wciąż tu są, że wciąż są silni i pełni energii, że wciąż są w stanie zebrać się dość licznie w jednym miejscu i walczyć „o swoje”. Ale dzisiaj tej walki na ulicach w centrum Kairu nie było... do czasu.
Było już dawno po północy, siedzieliśmy na hotelowym tarasie i rozmawialiśmy „o wszystkim i o niczym”. Gdzieś w tle naszych rozmów był włączony telewizor. Nagle nasz wzrok przykuł dość makabryczny obrazek, jaki pokazywały lokalne wiadomości – płonął dwu-, a może nawet trzypiętrowy budynek, wokół było mnóstwo wojska i rozkrzyczanej (chociaż to dość łagodnie powiedziane) młodzieży. Jednym słowem – na tle płonącego budynku trwała „wojna” pomiędzy dość mocno rozgniewanym tłumem a wojskiem. Nikt z nas, a siedziało nas na tarasie około 8 osób, nawet przez sekundę nie pomyślał, że wydarzenia, jakie mamy okazję oglądać, rozgrywają się niecałe trzy kilometry od nas. Nikt nawet nie pomyślał, że wszystko dzieje się w Kairze. Dopiero po chwili dotarło do nas, że ta wojna toczy się w okolicy, a także (jak się później okazało) wewnątrz ambasady Izraela w centrum stolicy Egiptu. Byliśmy naprawdę zaskoczeni. Pokojowa demonstracja, która przez pół dnia odbywała się pod naszymi oknami, przeistoczyła się w jakąś niszczycielską i pełną nienawiści siłę, która postanowiła dokonać całkowitego zniszczenia izraelskiego budynku rządowego znajdującego się na terenie Kairu.
Jak się dowiedzieliśmy następnego dnia rano, chuligani wtargnęli do budynku ambasady siłą, pobili jednego z pracowników ochrony, a także spalili część znajdujących się wewnątrz dokumentów. Rannych zostało ponad 1000 osób, a 3 poniosły śmierć. 


pokojowa demonstracja w centrum Kairu


25 października 2011

Marzenia o ślubie

7 września 2011, godzina 21:00

Fragment rozmowy dwóch młodych Egipcjanek, jaką miałam okazję podsłuchać na hotelowym tarasie (wiem, wiem... nieładnie jest podsłuchiwać, ale...)

-         Właśnie zerwałam zaręczyny i jestem taka szczęśliwa, że mogłabym tańczyć na stole
-         Jesteś głupia, że to zrobiłaś... facet jest strasznie bogaty! Kupiłby ci wszystko, czego tylko zapragniesz, a ty tak po prostu zrywasz zaręczyny.... popatrz na pierścionek, który masz na palcu... kosztował majątek, a to dopiero początek. Wyobraź sobie ogromną willę, może nawet z basenem, wielki ogród, ekskluzywny samochód, bankiety, przyjęcia, egzotyczne wakacje.... i to wszystko twoje. Nigdy nie będziesz musiała chodzić do pracy, wstawać wcześnie rano... może nic nie będziesz musiała robić. Głupia jesteś!
-         Wiem... tak się z nim tylko bawię. Chcę, żeby płakał mi w słuchawkę i błagał, żebym zmieniła decyzję. Jak jutro zadzwoni i poprosi, żebym jednak została jego żoną, to się zgodzę. Przecież nie zrezygnuję z takiego majątku...
-         A ty go w ogóle kochasz?
-         Nie, ale miłość przecież nie jest potrzebna. Najważniejsze, to żeby był bogaty...i kupował mi prezenty.
-         Masz rację. Miłość nie istnieje...

(chwila przerwy...)

-         Ale ty jesteś szczęściarą, że ci się taki bogaty trafił. Jak ty go w ogóle poznałaś?
-         Poznaliśmy się kilka lat temu i byliśmy jakiś czas ze sobą. Potem mnie zostawił, bo zakochał się w innej. Wiesz, on dużo podróżuje... miał wiele dziewczyn. Z wieloma też sypiał.... ale chce się ożenić ze mną. Któregoś dnia przyszedł do mojego ojca i zapytał go o moją rękę.
-         Byłabyś głupia, gdybyś odmówiła....
-         Nie odmówię... zerwałam zaręczyny, bo się tylko bawię. Ale zadzwoni, zapłacze, a za miesiąc będę jego żoną. I nigdy już nie będę musiała pracować! I będę miała wszystko!
-         Zazdroszczę ci. Naprawdę ci zazdroszczę. Ja za chwilę będę miała 20 lat i jeszcze żaden mężczyzna nie przyszedł i nie zapytał ojca o moją rękę. Jak przez rok nic się nie zmieni, to chyba się zabiję! Przecież nie mogę być starą panną! Ale ja ci zazdroszczę!

Powyższa rozmowa doskonale obrazuje tok myślenia młodych Egipcjanek i myślę, że nie wymaga ode mnie żadnego komentarza. Najważniejsze dla tych młodych dwudziestoletnich dziewczyn, jest po prostu zakończyć edukację na poziomie „koledżu”, znaleźć bogatego męża, zaraz po ślubie zajść w ciążę i... nic nie robić. Na tym kończą się bowiem ich życiowe ambicje. Wszystko, co pragną osiągnąć, to bogaty mąż, którego jedynym zadaniem jest zarabianie pieniędzy. O miłości nie myśli żadna z nich.

22 października 2011

Moda na ulicach Kairu

6 września 2011, godzina 18:30

Słów kilka na temat mody panującej na ulicach Kairu. Nie jestem i nigdy nie byłam specjalistą od mody, nigdy nawet nie interesowałam się aktualnie panującymi trendami, nigdy nie biegałam po sklepach i nie kupowałam tzw. „hitów, czy krzyków mody”. Nie znam nawet nazwisk rodzimych projektantów. Przez całe życie kierowałam się, i nadal tak robię, własnym stylem i ubieram się w to, w czym jest mi po prostu wygodnie.
A jednak jako całkowity laik w tej dziedzinie zauważam dość znaczne różnice w sposobie ubierania się ludzi w Polsce i w Kairze. I nie mam tu na myśli faktu, że kobiety w Polsce odsłaniają, szczególnie latem, dużo więcej ciała niż ich egipskie koleżanki. Myślę tu raczej o kolorach. Ulice Kairu są po prostu bardziej kolorowe, zarówno latem, jak i zimą. Kolorami dominującymi w strojach zarówno młodych dziewcząt, jak i chłopców, są tego roku turkusowy, różowy, burgundowy, błękitny, żółty, czerwony... nie jest niczym zaskakującym spotkać na ulicy mężczyznę ubranego w różową czy żółtą koszulkę, co wcale nie oznacza, że jest homoseksualistą. Może poprzez żywe i jaskrawe kolory mieszkańcy Kairu próbują dodać trochę radości i optymizmu swojemu, często ciężkiemu, życiu? 





19 października 2011

Przeżyć za dwa dolary, czyli bieda w Kairze

5 września 2011, godzina 20:00

Nawiązując do poprzedniego wpisu, chciałabym wspomnieć kilka słów na temat biedy w Kairze. Z pełną świadomością mogę stwierdzić, że stolica Egiptu ma dwie twarze: dumną, majestatyczną, bogatą, kolorową, ukazującą swe oblicze szczególnie nocą i przeznaczoną dla turystów oraz biedną, szarą, stłamszoną, którą zdają się zauważać tylko i wyłącznie biedni mieszkańcy. I nieprawdą jest, że na ulicach tej afrykańskiej metropolii nie ma ludzi bezdomnych, ludzi głodnych, ludzi schorowanych, którzy nie mają dokąd pójść. Ich całe życie to ulica, ławka nad brzegiem Nilu, kawałek kartonu rozłożony na chodniku... W tym osiemnastomilionowym mieście nie brakuje też ludzi, którzy co prawda mają gdzie się schronić na noc, mają swój dom, ale każdy nowy dzień to dla nich walka o przetrwanie, walka o choćby jednego funta. W Kairze jest wiele rodzin, które muszą przeżyć za dwa dolary dziennie. Na poparcie mojej tezy przytoczę tu historię, którą miałam okazję usłyszeć podczas Rewolucji.
Otóż pewna rodzina składająca się z rodziców oraz czwórki synów jest jedną z tych właśnie rodzin, które każdego dnia zmagają się z ubóstwem. Synowie są w wieku 8, 9, 13 i 15 lat, a więc wszyscy z nich podlegają obowiązkowi szkolnemu. Jednym z wielu problemów tej rodziny jest zakup czterech mundurków szkolnych, których noszenie jest tutaj obowiązkiem. Rozwiązaniem okazało się chodzenie do szkoły „na raty” – dwóch młodszych synów uczęszcza na lekcje poranne, potem w pośpiechu wracają do domu, przekazują swoje mundurki braciom, którzy z kolei chodzą do szkoły na zajęcia popołudniowe. Ile rodzin w całym Kairze znajduje się w podobnej sytuacji?
Pamiętam też inną historię, która przybliża sytuację materialną wielu rodzin egipskich. Młoda dziewczyna w dość zaawansowanej ciąży (chyba w siódmym miesiącu) zdecydowała się na poszukiwanie pracy. W tej kulturze była to decyzja nie tylko krępującą, ale również dla wielu szokująca – w końcu to mężczyzna jest odpowiedzialny za zarabianie pieniędzy i utrzymanie  rodziny. Ale problemem tego młodego małżeństwa było to, że młody chłopak nie umiał ani czytać, ani pisać, co bardzo utrudniało mu znalezienie jakiejkolwiek pracy.  Żona, pomimo zaawansowanej ciąży, podjęła pracę jako pokojówka w jednym z kairskich hoteli... gdyby tego nie zrobiła, być może przez kolejny miesiąc oboje nie mieliby co jeść?
Mogłabym tu przytaczać wiele podobnych historii, ale już z tych przedstawionych powyżej nasuwa się pewien bardzo smutny, ale niestety prawdziwy, wniosek – brak wykształcenia oraz bieda są jednym z poważniejszych problemów, z jakimi zmaga się współczesny Egipt. Problem ten był również powodem, dla którego Egipcjanie tak licznie przyszli na Plac Tahrir 25 stycznia 2011 roku i pozostali tam na długie 18 dni i nocy. 

15 października 2011

Motoryzacja na ulicach Kairu

4 września 2011, godzina 14:00

Wielu moich polskich znajomych pyta mnie, szczególnie teraz, po Rewolucji, jak to jest z biedą w Egipcie? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, ponieważ nigdy nie prowadziłam żadnych badań dotyczących statusu materialnego społeczeństwa egipskiego. Jedyne, na czym mogę oprzeć swoją próbę odpowiedzi na stawiane mi pytanie, to obserwacja oraz rozmowy prowadzone z moimi egipskimi znajomymi – większość z nich należy jednak do tzw. klasy średniej - większość z nich pracuje zawodowo, mieszkają w tzw. „lepszych” (bogatszych) dzielnicach Kairu i prawie wszyscy z nich posiadają własny samochód, kupiony za zaoszczędzone pieniądze. Trudno więc na tej podstawie stwierdzić, czy prawdą jest fakt, iż większość rodzin egipskich żyje za dwa dolary dziennie. Postanowiłam jednak przyjrzeć się nieco uważniej ulicom położonym w centrum miasta i swoją próbę odpowiedzi na pytanie dotyczące biedy w stolicy Egiptu oprzeć na obserwacji prywatnych środków transportu.
Muszę przyznać, że zadanie, jakie sobie postawiłam, było niezwykle interesujące... szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż liczę sobie więcej niż 25 wiosen, a więc niejedno już w życiu widziałam i przeżyłam  - nie jestem dzieckiem internetu i kalkulatora, pamiętam również czasy czarno-białej telewizji. A jednocześnie muszę dodać, że od zawsze mieszkałam w dużym mieście, gdzie postęp i nowinki technologiczne docierają znacznie szybciej niż na daleką wieś. A jednak obserwacja ulic Kairu była dla mnie jednocześnie i szokująca, i zaskakująca...
O tym, jakie środki transportu można zobaczyć na ulicach w centrum stolicy Egiptu, najlepiej „opowiedzą” zdjęcia, które zrobiłam podczas moich licznych spacerów ulicami dzielnic: Downtown i Zamalek.