"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

23 listopada 2011

Mój Kair – minął rok...

21 października 2011, godzina 06:00

Od mojego wyjazdu z Polski minął dokładnie rok. To właśnie 21 października 2010 roku o szóstej nad ranem siedziałam z kubkiem kawy na hotelowym tarasie w centrum Kairu i pisałam pierwszy wpis na niniejszym blogu. Wiedziałam wówczas, że moje życie stanęło trochę na głowie i wiele się zmieni. Wiedziałam również, że znalazłam się daleko od rodzinnego domu i jestem w zupełnie innym świecie... byłam szczęśliwa. Nie sądziłam jednak, że będzie to rok trudny nie tylko ze względu na tę inność, ale trudny przede wszystkim ze względów politycznych (a może historycznych). Zaledwie trzy miesiące po moim przyjeździe do Kairu wybuchła Rewolucja, w wyniku której społeczeństwo egipskie obaliło prezydenta Hosniego Mobaraka. Całe osiemnaście dni i nocy spędziłam na hotelowym tarasie w centrum miasta, w centrum owych wydarzeń... ale o tym, co widziałam, co słyszałam i co przeżyłam jeszcze przyjdzie czas opowiedzieć (a kiedy już to zrobię, to na pewno o tym fakcie poinformuję na niniejszym blogu).
Minął rok... jak wiesz, Drogi Czytelniku, jestem teraz w Polsce... chociaż moje serce i spory kawałek mojej duszy pozostały w Kairze. I tylko mam nadzieję, że los pozwoli mi tam powrócić... już wkrótce.

A przy okazji tej mojej małej rocznicy pragnę serdecznie podziękować wszystkim Czytelnikom za śledzeniu losów moich i miasta, które tak bardzo pokochałam. Dziękuję zarówno tym, którzy na bieżąco czytają niniejszego bloga, jak i tym, którzy znaleźli się tu całkiem przypadkiem i być może pozostali na trochę dłużej. Dziękuję także tym, którzy zrezygnowali z dalszego czytania po jednej wizycie na blogu.
Jednocześnie zachęcam do bywania na blogu i śledzenia dalszych losów mojego Kairu...