"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

29 czerwca 2011

Niespokojna noc w centrum Kairu

29 czerwca 2011, godzina 16:00

Dzień zapowiadał się całkiem normalnie i nic nie wskazywało na to, że zakończy się najbardziej pozbawioną sensu nocą, jaką miałam okazję przeżyć. W związku ze zbliżającym się terminem wygaśnięcia mojej wizy, musiałam wybrać się najbrzydszego, najbardziej nielubianego i chyba najgorszego budynku w tym mieście, czyli do Mogammy. Plac Tahrir, na którym zlokalizowany jest urząd, wyglądał całkiem spokojnie. Jedyną zmianą, jaka mnie napotkała podczas składania formularza dotyczącego przedłużenia wizy, była dodatkowa kontrola paszportu, którą przeprowadzał oficer policji. Poza tym wszystko było jak zawsze. Po 25 minutach czekania przy okienku, usłyszałam, że mam się stawić za dziesięć dni po odbiór specjalnej naklejki – wizy do paszportu.
Popołudnie i wczesny wieczór właściwie też były całkiem normalne... do czasu. O godzinie 21:30 usłyszałam dochodzące zza okna krzyki protestujących, ale właściwie to też nie stanowiło niczego nadzwyczajnego. Od kilku miesięcy ulicami Kairu maszerują demonstranci, którzy domagają się przeprowadzenia zapowiadanych w czasie Rewolucji, zmian w Konstytucji. Kiedy po raz kolejny przez ostatnie pięć miesięcy usłyszałam krzyki, nawet nie podeszłam do okna. Ale kiedy około godziny 22:00 postanowiłam jednak sprawdzić, co dzieję się na ulicy, przy której mieszkam, zobaczyłam coś, czego się absolutnie nie spodziewałam zobaczyć. I tak, jak o godzinie 22:00 wyszłam na balkon, tak pozostałam na nim przez kolejne 14 godzin (z małymi przerwami, kiedy dużo bezpieczniejsze było pozostawanie wewnątrz hotelowego  pokoju).
Trudno mi nawet nazwać to, co wydarzyło się tej nocy, ale obrazek był identyczny z tym, jaki pozostał mi w pamięci z wydarzeń sprzed pięciu miesięcy (28 stycznia 2011 roku). W każdym razie przez kolejne 14 godzin na ulicy, przy której mieszkam i która jest jedną z głównych ulic dochodzących do Placu Tahrir, trwała regularna bitwa pomiędzy rozkrzyczanym i rozzłoszczonym tłumem dwudziestolatków, a policją. 14 godzin nieustających krzyków, wzajemnego obrzucania się kamieniami i „koktajlami Mołotowa”, nieustających strzałów, unoszącego się w powietrzu gazu łzawiącego. Przez 14 godzin policja nie była w stanie zmusić tłumu rozzłoszczonej młodzieży do rozejścia się... przez 14 godzin na ulicach centrum miasta nie pojawiło się wojsko, które jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo.
Z pewnością te 14 godzin złożyło się na najbardziej bezsensowną noc w moim życiu – bo gdyby tak zapytać tę młodzież, o co walczą, to pewnie nawet nie umieliby odpowiedzieć. Jaki był powód, jaki był sens nocnych starć z policją? Ja nie wiem...
Teraz jest godzina 16:00 – na ulicy leżą porozrzucane śmieci, kamienie, gruz. Miedzy tym spacerują ludzie... i fotografują... nikt nie sprząta, nikt nie otwiera swojego, w pośpiechu zamkniętego wczoraj wieczorem, sklepu. Nie ma też samochodów... jest cicho, pusto i spokojnie. Kair.... a czuję się jakbym była w zupełnie innym mieście. 

Pająk i ja

12 czerwca 2011, godzina 04:30

Znów nie mogę spać. Ja nie wiem jak to jest, że nagle z dnia na dzień człowiek tak po prostu zmienia swoje przyzwyczajenia. W Polsce nie do pomyślenia, żebym nie położyła się do łóżka przed pierwszą w nocy, a tutaj... o tej porze zaczynam życie. Może to sprawa klimatu? W końcu z domu wychodzę dopiero wieczorem, bo wcześniej można się najzwyczajniej ugotować. Ale dzisiaj nie będzie o pogodzie.
Jak wspomniałam, nie mogę spać. Jest czwarta nad ranem, a więc za oknem wciąż jeszcze jest ciemno. Znużona czekaniem na sen, postanawiam wstać z łóżka i spędzić trochę czasu z laptopem... może jakoś sen sam przyjdzie. Zapalam małą nocną lampkę i w tej samej sekundzie dostrzegam na ścianie pająka – mutanta. Ma duży, okrągły i gruby brzuch oraz bardzo cienkie nóżki. Jego średnica wynosi tak mniej więcej 8cm... skrada się w ciemności po ścianie wprost do mojego łóżka. Wyskakuję z pościeli jak oparzona, najchętniej zaczęłabym krzyczeć, ale na szczęście, pamiętam, że jest środek nocy. W pośpiechu chwytam laczek i zamierzam się w pająka. W tym samym momencie intruz skacze wprost do mojego łóżka. Nie, tego już za wiele! W ułamku sekundy zapalam światło, które pozwoli mi zobaczyć więcej, niż tylko fragment mojego łóżka i właściwie w tym samym ułamku sekundy rozglądam się po pościeli. Trudno jednak dostrzec czarnego pająka w równie czarnej pościeli. Chwytam delikatnie za róg kołdry i równie delikatnie potrząsam, żeby dostrzec choćby najmniejszy ruch intruza. Pająk po raz kolejny daje mi do zrozumienia, że skoki w dal nie stanowią dla niego żadnego problemu i kieruje się prosto we mnie. Odskakuję, jakby chciał mnie zabić – chociaż może tak właśnie jest, w końcu nie zapytałam o jego zamiary związane z moją osobą. Pająk – mutant spada na podłogę. I wtedy zadaję śmiertelny cios, a szczerze mówiąc, to aż cztery ciosy! Już nigdy więcej nie zakradnie się nocą do mojego łóżka.  

20 czerwca 2011

41 stopni w cieniu

10 czerwca 2011, godzina 13:00

No to mamy w Kairze pełnię lata, co oznacza, że temperatura za oknem przekroczyła magiczne 40 stopni Celsjusza. I chociaż okna mojego pokoju wychodzą na północ, a więc słońce tu raczej nie zagląda, wytrzymuję na balkonie nie dłużej niż kwadrans. Czuję się, jakby ktoś wsadził mnie do dużego garnka i postanowił ugotować na obiad. Powietrze jest gorące i duszne, a wiatr, który zazwyczaj przynosi ukojenie, pali skórę. Po piętnastu minutach poddaję się i wracam do klimatyzowanego pokoju. Ale owe piętnaście minut nie było bynajmniej czasem straconym, udało mi się bowiem poobserwować mieszkańców Kairu, a raczej mieszkanki. Egipt jest krajem muzułmańskim i jak wiadomo szanująca się kobieta nie powinna pokazywać obcym mężczyznom swojego ciała. Kraj faraonów nie jest co prawda tak rygorystyczny pod tym względem jak Iran, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, ale jednak ciało kobiety powinno pozostać zakryte. I tak mamy pełnię lata, czterdzieści stopni Celsjusza, a kobiety spacerujące po ulicach, w żadnym wypadku nie mogą odsłonić ani ramion, ani nóg. Oczywiście, nie wszystkie przedstawicielki płci pięknej zakrywają całe ciało, od przysłowiowych stóp do głów, ale jednak żadna z nich (nawet te z młodszego pokolenia) nie ubiorą się w top na cienkich ramiączkach, czy też spódnicę krótszą niż do kolan (a właściwie większość pań nosi spódnice do kostek). Większość muzułmanek szczelnie zakrywa również swoje włosy i szyję – aby nie prowokować mężczyzn. Ale są również kobiety, które mimo upału panującego w Kairze, zakrywają całe swoje ciało i jedyne, co pozostaje odsłonięte, to piękne, czarne oczy.
Ja jestem ubrana w długą spódnicę oraz bluzeczkę z krótkim rękawem i mimo, iż nie wystawiam się na działanie promieni słonecznych, wytrzymuję na balkonie kwadrans. Kwadrans, po którym najchętniej wskoczyłabym pod zimny prysznic, albo zjadła ogromną porcję zamrożonych lodów. Nie mam pojęcia, co czuje kobieta zmuszona do przebywania na słońcu (bo przecież trzeba zrobić zakupy, bo trzeba odebrać dzieci ze szkoły...), zakryta od stóp do głów. Ale jedno wiem na pewno – nigdy się o tym nie przekonam. 

Atak na siedzibę policji

03 czerwca 2011, godzina 23:00

I znów piątek, i znów protesty w centrum Kairu. Z balkonu hotelu, w którym mieszkam niby wszystko wyglądało normalnie, jak w każdy inny dzień. Było całkiem spokojnie, nawet nie zamknięto dzisiaj naszej ulicy, a przecież dochodzi do Placu Wyzwolenia. A jednak nie było spokojnie, nie było bezpiecznie i nie było normalnie. Zamieszki miały miejsce wokół głównej siedziby policji przy ulicy Ramsees (w pobliżu dworca kolejowego) – jednej z głównych ulic łączących Downtown z pozostałymi dzielnicami Kairu po tej stronie Nilu. I znów rzucano kamieniami, „koktajlami Mołotowa”, i znów było niebezpiecznie. 

19 czerwca 2011

Modlitwa na Placu Tahrir

27 maja 2011, godzina 22:30

I znów protesty w centrum Kairu. Po wspólnej modlitwie na Placu Tahrir, mieszkańcy znów demonstrują na ulicach – domagają się, aby armia, która przejęła pełnię władzy w tym kraju, zaczęła wprowadzać obiecywane zmiany w konstytucji. I znów, jak prawie w każdy piątek, ulice prowadzące na Tahrir zostały zamknięte dla ruchu samochodowego, i znów było słychać rozkrzyczany tłum. A wieczorną ciszę ponownie przerwał odgłos strzałów z policyjnej ( albo wojskowej) broni. 

15 czerwca 2011

Psychologia tłumu

24 maja 2011, godzina 02:00

Środek nocy, a ja wciąż nie mogę spać. Taki już się ze mnie zrobił „nocny Marek”. Siedzę na balkonie, popijam kawę z mlekiem i rozmyślam. Miasto powoli kładzie się spać, z ulic znikają samochody, mieszkańcy wracają do swoich domów. Jest cicho i spokojnie. I nagle tę ciszę przerywają donośne krzyki. Niestety, moja nauka języka arabskiego utknęła w miejscu, więc nie mogę zrozumieć poszczególnych słów. Ale sytuacja przedstawia się mniej więcej tak: w budynku naszej kamienicy mieści się lokalna kawiarnia ze stolikami pod gołym niebem (wspominałam o niej wcześniej), która jako jedno z nielicznych miejsc w tej części miasta, czynna jest całą dobę. Jedno z nielicznych miejsc, gdzie o czwartej nad ranem można się napić świeżo zaparzonej, mocnej i słodkiej kawy po turecku (tak na marginesie - polecam). Ale jakby nie to jest przewodnim tematem tego wpisu. Otóż kilku młodzieńców postanowiło „zabawić się” w złodziei i ukradli coś (niestety, nie wiem co) z owej kawiarni, po czym uciekli. Właściciel w mgnieniu oka zorientował się, iż ma do czynienia z chuliganami i zaczął głośno krzyczeć. W przeciągu jednej sekundy ulica zapełniła się mężczyznami, którzy postanowili odzyskać skradziony dobytek i natychmiast wyruszyli w pościg. Po pięciu minutach złodziejaszków gonił już całkiem liczny tłum mężczyzn (kobiety o tej godzinie już raczej nie wychodzą na ulicę, ale za to wszystkie „spotkałyśmy się” na balkonach naszych mieszkań), który wciąż krzycząc „zwoływał” innych do pomocy. Po kolejnych pięciu minutach złodzieje zostali złapani, a to, co wcześniej ukradli, zostało odzyskane i zwrócone właścicielowi. Następnie zatrzymano dwie taksówki, których tu nie brakuje nawet w środku nocy, i odtransportowano młodych mężczyzn na najbliższy posterunek policji. Cała „akcja” łapania złodziei nie trwała dłużej jak piętnaście minut i została zakończona sukcesem.
I kiedy już powoli miasto znów zaczęło robić się senne i spokojne,  ja nadal siedziałam na balkonie, popijam kawę z mlekiem i oddawałam się rozmyślaniom... I przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce nie tak dawno w jednym z polskich miast, kiedy w „biały dzień”, w centrum miasta, na oczach przechodniów, młody chłopak zadźgał nożem policjanta. Cały następny dzień pokazywano w telewizji zapłakane twarze mieszkańców owego miasta, którzy pytali, jak tak można zabić człowieka na ulicy? Ja bym jednak zadała całkiem inne pytanie – jak tak można bezmyślnie stać w tłumie i „bezradnie” przyglądać się jak ktoś zabija człowieka? Gdzie byli ci wszyscy zapłakani ludzie dzień wcześniej? Czy stali w tłumie i patrzyli na śmierć niewinnego policjanta, jak na film w telewizji?
Specjaliści od analizowania ludzkich zachowań powiedzieliby mi, że to taka wytłumaczalna naukowo psychologia tłumu. Czym w takim razie wytłumaczyć różnicę pomiędzy bezradnie przyglądającym się tłumem ludzi w Polsce, a zawsze chętnym do pomocy bliźniemu tłumem w Egipcie? 

Most na rzece Nil

19 maja 2011, godzina 23:30

Dla mieszkańców Kairu nie tylko sama rzeka odgrywa bardzo ważną rolę, ale również wszystko to, co znajduje się w jej pobliżu – a szczególnie mosty. Mosty służą nie tylko do przeprawienia się na drugą stronę Nilu, ale także, a może przede wszystkim, są ważnym miejscem spotkań towarzyskich. Latem, które trwa tu przez pół roku,  jest to jedno z niewielu miejsc w całym mieście, gdzie powietrze nie pali skóry,  a od czasu do czasu pojawi się nawet lekki, orzeźwiający wiaterek. Za niewielką opłatą można wynająć  plastikowe krzesełko ogrodowe i po prostu posiedzieć, pomyśleć i popatrzeć na leniwie płynącą rzekę. Wieczorem znikają krzesełka, a w ich miejsce pojawiają się liczni handlarze. Kupić można prawie wszystko, od tulipanów i chusteczek higienicznych, poprzez orzeźwiającą lokalną herbatę, gazety, a nawet drewniane koguty mające służyć za ozdobę mieszkania. Mosty zamieniają się w ogromne przestrzenie spotkań młodych Kairczyków, którzy tak po prostu stoją lub siedzą na barierkach i godzinami rozmawiają. 
Egipcjanie są dumni z Nilu - skarbu, jakim obdarzyła ich Matka Natura i doskonale wiedzą w jaki sposób wykorzystać obecność rzeki w mieście. 
Jeżeli ktoś miałby ochotę sfotografować most pozbawiony rzeszy turystów, mieszkańców, czy też pędzących samochodów, musiałby „wycelować” obiektyw swojego aparatu na most o czwartej nad ranem. Być może udałoby się zatrzymać w kadrze „pusty” most - ale będzie to również most pozbawiony życia i atmosfery, jaka panuje tutaj przez większą część doby. 

13 czerwca 2011

Muzułmanie atakują chrześcijan

14 maja 2011; godzina 21:30

No i stało się... wczoraj młodzi Kairczycy zorganizowali pokojową demonstrację, aby pokazać całemu światu, że konflikt pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami nie istnieje. A dzisiaj w centrum stolicy kraju faraonów doszło do zamieszek na tle religijnym. Jak podaje strona arabia.msn.com rannych zostało 51 osób. Zamieszki wybuchły w pobliżu budynku telewizji,  gdzie od tygodnia młodzi Koptowie protestowali przeciw agresji wywołanej różnicami religijnymi. A wszystko zaczęło się 7 maja 2011 w Imbabie (dzielnicy Kairu), gdzie doszło do zamieszek pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami, w wyniku których zginęło 15 osób.  Powodem, dla którego muzułmanie zaatakowali chrześcijan przed tygodniem było uwięzienie młodej Koptyjki, która postanowiła zmienić religię na islam i opuścić swojego męża. Chrześcijanie nie zaakceptowali decyzji młodej kobiety i nie pozwolili jej odejść. W jej obronie wystąpili muzułmanie i zaatakowali chrześcijan. W efekcie końcowym spalono dwa kościoły, zginęło 8 muzułmanów i 7 chrześcijan.
Po wydarzeniach jakie miały miejsce tydzień temu w Imbabie, młodzi Koptowie protestowali pod budynkiem telewizji w obronie wolności religijnej. Dzisiaj doszło do kolejnych zamieszek na tle religijnym...

Przeprosiny...

Z powodów osobistych nie miałam ani czasu ani natchnienia, żeby coś napisać i wrzucić na bloga, za co serdecznie przepraszam wszystkich Czytelników. Obiecuję nadrobić zaległości i opisać wszystkie wydarzenia, których byłam świadkiem przez ostatni miesiąc.

1 czerwca 2011

Piątek trzynastego, czyli protesty w centrum Kairu

13 maja 2011; godzina 20:00

I znowu było słychać strzały w centrum Kairu – wojsko strzelało w powietrze, aby rozpędzić demonstrantów. Dzisiaj protestowali pod ambasadą Izraela i domagali się zerwania wszelkich stosunków z tym krajem.

Ale nie była to jedyna demonstracja, jak odbyła się dzisiaj w centrum Kairu. Młodzi mieszkańcy stolicy Egiptu zorganizowali pokojową demonstrację, aby pokazać całemu światu, że konflikt pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami nie istnieje, a agresja pomiędzy wyznawcami obu religii jest sztucznie podsycana przez międzynarodowych dziennikarzy. Szkoda tylko, że światowe media nawet nie zauważyły tej demonstracji i nie zrozumiały przesłania młodych Kairczyków. 

Rejs feluką

12 maja 2011; godzina 23:00

Właśnie wróciłam do hotelu. Razem z grupą przyjaciół postanowiliśmy spędzić początek weekendu na Nilu – wynajęliśmy felukę (tradycyjną egipską żaglówkę używaną już od czasów starożytnych) i żeglowaliśmy.
Życie w Kairze, szczególnie o tej porze dnia i szczególnie o tej porze roku, kiedy dni stają się coraz bardziej upalne, toczy się właśnie nad rzeką. Nil spełnia bardzo ważną rolę w kształtowaniu życia towarzyskiego oraz w kształtowaniu relacji międzyludzkich. Jest to miejsce, gdzie spotykają się całe rodziny, przyjaciele, ale także turyści. Jest to miejsce, gdzie znikają wszelkie granice pomiędzy mieszkańcami Kairu, a turystami, granice pomiędzy biednymi a bogatymi. Wszyscy jednakowo kochają Nil. I nie ma chyba w tym mieście nic bardziej niezwykłego niż późno wieczorny, a nawet nocny, spacer właśnie nad Nilem.
Trzeba przyznać, że Egipcjanie, a w szczególności mieszkańcy Kairu, doskonale wiedzą w jaki sposób wykorzystać to, czym obdarzyła ich natura – swoje położenie geograficzne (w odróżnieniu od kilku miast w Polsce, które zupełnie nie zauważają swoich rzek i zupełnie nie wiedzą jak je wykorzystać, choćby w celach turystycznych, promocyjnych, czy towarzyskich).
Po Nilu pływają leniwe, ale też wzbudzające respekt, feluki, które są doskonałym miejscem do prowadzenia głębokich rozmyślań. Pływają też kolorowo oświetlone małe stateczki wycieczkowe, z których rozbrzmiewa głośna orientalna muzyka. Te drugie są w większości wypełnione turystami z całego świata, którzy zachęcani przez sternika tańczą, śpiewają i próbują cieszyć się ulotną chwilą. 
Ale po wodach Nilu pływa również wzbudzający zachwyt Maxim - największy i najbardziej ekskluzywny statek - restauracja w Kairze, należący do hotelu Mariott. Rejs połączony z kolacją i pokazem tańca brzucha kosztuje kilkaset egipskich funtów, co sprawia, że większość mieszkańców Egiptu może tylko z zazdrością spoglądać na zamożnych turystów znajdujących się na pokładzie „perły kairskiego odcinka Nilu”. 
feluka na Nilu
"przystań" z felukami na Nilu w Kairze
kolorowo oświetlone stateczki wycieczkowe w Kairze