"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

19 grudnia 2010

Pustynia...

12 listopada 2010; godzina 16:30
Pustynia daje człowiekowi niesamowite poczucie wolności. W którą stronę by nie spojrzeć, wszędzie tylko suchy piasek...aż po linię horyzontu. Nie ma nic piękniejszego niż kładące się spać słońce, które ginie w samym środku tej bezkresnej przestrzeni. Będąc w samym sercu pustyni człowiek zapomina o wszystkich problemach dnia codziennego, zapomina skąd i dokąd zmierza...ale siedząc tak na środku pustyni doskonale zdaje sobie sprawę, że jest tylko małym punktem na ziemi. Jednym z wielu elementów układanki, której czasem nawet nie rozumie...układanki, w której to natura rządzi światem, a człowiek, czy tego chce czy nie, musi poddać się jej siłom. 
jeepem przez pustynię :)
pustynia
ognisko na pustyni ;)

7 grudnia 2010

Egipskie pojęcie czasu

12 listopada 2010; godzina 10:30
„Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie różne pojęcia czasu, inaczej go postrzegają, inaczej się do niego odnoszą. W przekonaniu europejskim czas istnieje poza człowiekiem, istnieje obiektywnie, niejako na zewnątrz nas, i ma właściwości mierzalne i linearne. Europejczyk czuje się sługą czasu, jest od niego zależny, jest jego poddanym. Żeby istnieć i funkcjonować, musi przestrzegać jego żelaznych, nienaruszalnych praw, jego sztywnych zasad i reguł. Musi przestrzegać terminów, dat, dni i godzin. Porusza się w trybach czasu, nie może poza nimi istnieć. One narzucają mu swoje rygory, wymagania i normy. Między człowiekiem i czasem istnieje nierozstrzygalny konflikt, który zawsze kończy się klęską człowieka – czas człowieka unicestwia.

Inaczej pojmują czas miejscowi, Afrykańczycy. Dla nich czas jest kategorią dużo bardziej luźną, otwartą, elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego przebieg i rytm. Czas jest nawet czymś, co człowiek może tworzyć, bo np. istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzenie ma miejsce czy nie, zależy od człowieka.
Czas pojawia się w wyniku naszego działania, a znika, kiedy go zaniechamy albo w ogóle nie podejmiemy. Jest to materia, która pod naszym wpływem może ożyć, ale popadnie w stan hibernacji i nawet niebytu, jeżeli nie udzielimy jej naszej energii.
W przełożeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, że jeżeli pojedziemy na wieś, gdzie miało popołudniu odbyć się zebranie, a na miejscu zebrania nikogo nie ma, bezsensowne jest pytanie : ”Kiedy będzie zebranie?”. Bo odpowiedź jest z góry wiadoma: „Wtedy, gdy zbiorą się ludzie”.”

(Droga do Kumasi, „Heban”, Ryszard Kapuściński)

Różnica w pojmowaniu czasu ma dość zasadnicze znaczenie w moim życiu codziennym i w kontaktach z innymi. Nie ma dnia, żebym na coś lub na kogoś nie musiała czekać, a wszystko dlatego, że jestem Europejką przyzwyczajoną do punktualności (jak w szwajcarskim zegarku). 
Dzisiaj troszkę zaspałam, to prawda, ale gdybym znała dalszy ciąg wydarzeń, mogłabym zaspać dłużej. Obudziłam się 20 minut po godzinie siódmej i kiedy spojrzałam na zegarek wiedziałam już, że do chwili, w której będę musiała wyjść z hotelu zostało mi mniej czasu niż powinno. W biegu skorzystałam z łazienki, potem szybkie śniadanie na hotelowym tarasie...i wybiła godzina ósma. Razem z przyjaciółmi pojechałam na znajdujący się w odległej dzielnicy Kairu parking skąd mieliśmy wyruszyć na pustynię. Godzina wyjazdu została ustalona na dziewiątą rano! Byliśmy krótko przed czasem, więc zdążyliśmy jeszcze napić się mocnej kawy po turecku i zapalić papierosa. Wybiła dziewiąta...i właściwie nic się nie wydarzyło. Pół godziny później wciąż staliśmy w tym samym miejscu czekając na przewodnika i samochód terenowy, którym mieliśmy pojechać. Zapytałam moich przyjaciół, co się dzieje i dlaczego wciąż tkwimy na parkingu? Ale tylko spojrzeli na mnie zdziwieni...jakby chcieli powiedzieć, „jak zbiorą się wszyscy, to pojedziemy”. O dziesiątej zaczynałam robić się nerwowa...ile można czekać??!! Nawet tu w Afryce cierpliwość może się skończyć....rozejrzałam się wokół siebie w poszukiwaniu przyjaznej duszy, kogoś, kto mnie zrozumie. Ale nikogo takiego nie znalazłam. Wszyscy, a było nas około 20 osób, spokojnie stali i czekali na przewodnika z samochodem. Nikt nawet nie zauważył upływającego czasu...
Godzina 10:30 - przyjechał przewodnik...dwadzieścia minut później wyruszyliśmy na pustynię.

1 grudnia 2010

Czwarta nad ranem...

10 listopada 2010; godzina 04:40
Daleko 
wśród obcych ścian
pod niebem 
nie moich gwiazd 
w herbacie 
zatapiam dzień 
i czekam 
aż przyjdzie sen...”

Czwarta nad ranem, centrum Kairu. Siedzę na hotelowym tarasie i z gorącą herbatą w rękach obserwuję życie toczące się na ulicy. Mimo iż jest środek tygodnia, miasto nadal nie śpi. W małym sklepiku spożywczym dwóch mężczyzn myje podłogę (znanym mi już wcześniej sposobem). W kawiarni obok ostatni klienci dopijają mocną kawę po turecku i wychodzą w znanym tylko sobie kierunku. Pracownik ciastkarni zamyka szklane drzwi, by za kilka godzin inny pracownik je ponownie otworzył. W barze z sandwiczami panuje ożywiony ruch...trzeba posprzątać przed kolejnym dniem pracy. Na stoisku z gazetami na rogu ulic wciąż pali się światło...właśnie przywieźli „świeże” wydanie codziennej prasy. Trzech mężczyzn zamiata ulicę i zbiera śmieci do kontenera. W oknach kamienicy naprzeciw hotelu wciąż palą się światła; ludzie wciąż rozmawiają, wciąż oglądają telewizję, wciąż toczy się normalne codzienne życie rodzinne. Gdzieś w oddali słychać pianie koguta, gdzieś w oddali słychać miauczenie samotnie błąkającego się kota. Tylko samochodów jakby mniej...i niby noc, i niby cisza, ale jakaś inna ta cisza niż w moim rodzinnym mieście. 


„Trzy razy 
zaśpiewał dzwon
powoli 
jaśnieje mrok 
już gaśnie 
ostatnia z gwiazd 
ja ciągle 
nie mogę spać”
(Anita Lipnicka „Daleko od domu”)

czwarta nad ranem...