10 listopada 2010; godzina 04:40
„Daleko
wśród obcych ścian
pod niebem
pod niebem
nie moich gwiazd
w herbacie
zatapiam dzień
i czekam
aż przyjdzie sen...”
Czwarta nad ranem, centrum Kairu. Siedzę na hotelowym tarasie i z gorącą herbatą w rękach obserwuję życie toczące się na ulicy. Mimo iż jest środek tygodnia, miasto nadal nie śpi. W małym sklepiku spożywczym dwóch mężczyzn myje podłogę (znanym mi już wcześniej sposobem). W kawiarni obok ostatni klienci dopijają mocną kawę po turecku i wychodzą w znanym tylko sobie kierunku. Pracownik ciastkarni zamyka szklane drzwi, by za kilka godzin inny pracownik je ponownie otworzył. W barze z sandwiczami panuje ożywiony ruch...trzeba posprzątać przed kolejnym dniem pracy. Na stoisku z gazetami na rogu ulic wciąż pali się światło...właśnie przywieźli „świeże” wydanie codziennej prasy. Trzech mężczyzn zamiata ulicę i zbiera śmieci do kontenera. W oknach kamienicy naprzeciw hotelu wciąż palą się światła; ludzie wciąż rozmawiają, wciąż oglądają telewizję, wciąż toczy się normalne codzienne życie rodzinne. Gdzieś w oddali słychać pianie koguta, gdzieś w oddali słychać miauczenie samotnie błąkającego się kota. Tylko samochodów jakby mniej...i niby noc, i niby cisza, ale jakaś inna ta cisza niż w moim rodzinnym mieście.
„Trzy razy
zaśpiewał dzwon
powoli
powoli
jaśnieje mrok
już gaśnie
ostatnia z gwiazd
ja ciągle
nie mogę spać”
(Anita Lipnicka „Daleko od domu”)