27 października 2010; godzina 16:00
Na obiad postanowiłam skosztować sandwicza z kurczaka z lokalnego baru szybkiej obsługi o nazwie Canary. Za jedyne 7,50L.E. (około 4 polskich złotych) otrzymałam ciepłą kanapkę z dwoma kawałkami kurczaka, sałatą, majonezem i ketchupem. Wszystko to zapakowane w papierową torebkę i siatkę. Ale nie chodzi wcale o sandwicza, tylko o czas, który musiałam poświęcić na jego zakup. Bar znajduje się na parterze jednej z kamienic naprzeciw hotelu, w którym się zatrzymałam. Pracuje tam około 10 osób i każdy jest odpowiedzialny za coś innego. Najpierw należy udać się do pana obsługującego kasę. Po wybraniu menu i zapłaceniu otrzymujemy paragon, który stanowi jednocześnie „talon” na jedzenie. Następnie ów „talon” oddajemy kolejnemu pracownikowi baru, który przekazuje nasze zamówienie do „kucharza”. A potem to już tylko trzeba czekać. Na ulicy...bo wewnątrz baru panuje taki tłok, że trudno o znalezienie bezpiecznego miejsca. W momencie kiedy znalazłam się w barze nadszedł czas sprzątania podłogi. Bar jest otwarty od wczesnych godzin porannych do późnej nocy, więc podłogę myje się tu kilka razy dziennie. A wygląda to mniej więcej tak – na podłogę wylewa się wiadro wody wymieszanej z płynem do mycia podłóg. Następnie szczotką do zamiatania lub mopem szoruje się czyszczoną powierzchnię, łącznie z chodnikiem, chlapiąc wszystko co znajduje się dookoła. Ostatnim etapem mycia podłogi jest zastosowanie gumowej „szczotki”, wyglądem przypominającej przedmiot do usuwania nadmiaru wody podczas mycia okien. I gotowe, podłoga znów czysta. Nadmiar wody odpływa do studzienek kanalizacyjnych. A to, co nie odpłynie – z czasem wyparuje.