"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

1 listopada 2010

3000 kilometrów od domu, czyli co ja tutaj robię?


21 października 2010; godzina 5:55
Jest godzina 5:55, stoję na tarasie hotelu zlokalizowanego w centrum Kairu (Down Town), gdzieś w oddali słyszę pianie koguta - powoli wstaje nowy dzień, ciepły wiatr rozwiewa mi włosy a ja po raz kolejny mogę chłonąć atmosferę tego miasta. Siedzę na tarasie i popijam prawdziwą turecką kawę; nie taką jaką „parzy się” w Polsce (wsypuję kawę do kubka i zalewam wrzątkiem, ale prawdziwą zaparzaną po turecku). Jeszcze osiemnaście godzin temu stałam na lotnisku w Polsce, a teraz jestem tu. Jeszcze osiemnaście godzin temu marzłam na wietrze przy temperaturze powietrza 6 stopni Celsjusza, teraz mam na sobie T-shirt z krótkim rękawem i wcale nie jest mi chłodno. Jeszcze osiemnaście godzin temu miałam wątpliwości czy postępuję słusznie, teraz wiem, że jestem szczęśliwa. Ale jeszcze osiemnaście godzin temu miałam obok siebie – tak na wyciągnięcie ręki - moich kochanych Rodziców, teraz są 3000 kilometrów ode mnie. I cieszę się bardzo, że świat techniki pozwoli nam pozostawać ze sobą w stałym kontakcie...
Co dalej? Nie wiem, czas pokaże. Co ma być to będzie!