"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

7 grudnia 2010

Egipskie pojęcie czasu

12 listopada 2010; godzina 10:30
„Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie różne pojęcia czasu, inaczej go postrzegają, inaczej się do niego odnoszą. W przekonaniu europejskim czas istnieje poza człowiekiem, istnieje obiektywnie, niejako na zewnątrz nas, i ma właściwości mierzalne i linearne. Europejczyk czuje się sługą czasu, jest od niego zależny, jest jego poddanym. Żeby istnieć i funkcjonować, musi przestrzegać jego żelaznych, nienaruszalnych praw, jego sztywnych zasad i reguł. Musi przestrzegać terminów, dat, dni i godzin. Porusza się w trybach czasu, nie może poza nimi istnieć. One narzucają mu swoje rygory, wymagania i normy. Między człowiekiem i czasem istnieje nierozstrzygalny konflikt, który zawsze kończy się klęską człowieka – czas człowieka unicestwia.

Inaczej pojmują czas miejscowi, Afrykańczycy. Dla nich czas jest kategorią dużo bardziej luźną, otwartą, elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego przebieg i rytm. Czas jest nawet czymś, co człowiek może tworzyć, bo np. istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzenie ma miejsce czy nie, zależy od człowieka.
Czas pojawia się w wyniku naszego działania, a znika, kiedy go zaniechamy albo w ogóle nie podejmiemy. Jest to materia, która pod naszym wpływem może ożyć, ale popadnie w stan hibernacji i nawet niebytu, jeżeli nie udzielimy jej naszej energii.
W przełożeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, że jeżeli pojedziemy na wieś, gdzie miało popołudniu odbyć się zebranie, a na miejscu zebrania nikogo nie ma, bezsensowne jest pytanie : ”Kiedy będzie zebranie?”. Bo odpowiedź jest z góry wiadoma: „Wtedy, gdy zbiorą się ludzie”.”

(Droga do Kumasi, „Heban”, Ryszard Kapuściński)

Różnica w pojmowaniu czasu ma dość zasadnicze znaczenie w moim życiu codziennym i w kontaktach z innymi. Nie ma dnia, żebym na coś lub na kogoś nie musiała czekać, a wszystko dlatego, że jestem Europejką przyzwyczajoną do punktualności (jak w szwajcarskim zegarku). 
Dzisiaj troszkę zaspałam, to prawda, ale gdybym znała dalszy ciąg wydarzeń, mogłabym zaspać dłużej. Obudziłam się 20 minut po godzinie siódmej i kiedy spojrzałam na zegarek wiedziałam już, że do chwili, w której będę musiała wyjść z hotelu zostało mi mniej czasu niż powinno. W biegu skorzystałam z łazienki, potem szybkie śniadanie na hotelowym tarasie...i wybiła godzina ósma. Razem z przyjaciółmi pojechałam na znajdujący się w odległej dzielnicy Kairu parking skąd mieliśmy wyruszyć na pustynię. Godzina wyjazdu została ustalona na dziewiątą rano! Byliśmy krótko przed czasem, więc zdążyliśmy jeszcze napić się mocnej kawy po turecku i zapalić papierosa. Wybiła dziewiąta...i właściwie nic się nie wydarzyło. Pół godziny później wciąż staliśmy w tym samym miejscu czekając na przewodnika i samochód terenowy, którym mieliśmy pojechać. Zapytałam moich przyjaciół, co się dzieje i dlaczego wciąż tkwimy na parkingu? Ale tylko spojrzeli na mnie zdziwieni...jakby chcieli powiedzieć, „jak zbiorą się wszyscy, to pojedziemy”. O dziesiątej zaczynałam robić się nerwowa...ile można czekać??!! Nawet tu w Afryce cierpliwość może się skończyć....rozejrzałam się wokół siebie w poszukiwaniu przyjaznej duszy, kogoś, kto mnie zrozumie. Ale nikogo takiego nie znalazłam. Wszyscy, a było nas około 20 osób, spokojnie stali i czekali na przewodnika z samochodem. Nikt nawet nie zauważył upływającego czasu...
Godzina 10:30 - przyjechał przewodnik...dwadzieścia minut później wyruszyliśmy na pustynię.