24 maja 2011, godzina 02:00
Środek nocy, a ja wciąż nie mogę spać. Taki już się ze mnie zrobił „nocny Marek”. Siedzę na balkonie, popijam kawę z mlekiem i rozmyślam. Miasto powoli kładzie się spać, z ulic znikają samochody, mieszkańcy wracają do swoich domów. Jest cicho i spokojnie. I nagle tę ciszę przerywają donośne krzyki. Niestety, moja nauka języka arabskiego utknęła w miejscu, więc nie mogę zrozumieć poszczególnych słów. Ale sytuacja przedstawia się mniej więcej tak: w budynku naszej kamienicy mieści się lokalna kawiarnia ze stolikami pod gołym niebem (wspominałam o niej wcześniej), która jako jedno z nielicznych miejsc w tej części miasta, czynna jest całą dobę. Jedno z nielicznych miejsc, gdzie o czwartej nad ranem można się napić świeżo zaparzonej, mocnej i słodkiej kawy po turecku (tak na marginesie - polecam). Ale jakby nie to jest przewodnim tematem tego wpisu. Otóż kilku młodzieńców postanowiło „zabawić się” w złodziei i ukradli coś (niestety, nie wiem co) z owej kawiarni, po czym uciekli. Właściciel w mgnieniu oka zorientował się, iż ma do czynienia z chuliganami i zaczął głośno krzyczeć. W przeciągu jednej sekundy ulica zapełniła się mężczyznami, którzy postanowili odzyskać skradziony dobytek i natychmiast wyruszyli w pościg. Po pięciu minutach złodziejaszków gonił już całkiem liczny tłum mężczyzn (kobiety o tej godzinie już raczej nie wychodzą na ulicę, ale za to wszystkie „spotkałyśmy się” na balkonach naszych mieszkań), który wciąż krzycząc „zwoływał” innych do pomocy. Po kolejnych pięciu minutach złodzieje zostali złapani, a to, co wcześniej ukradli, zostało odzyskane i zwrócone właścicielowi. Następnie zatrzymano dwie taksówki, których tu nie brakuje nawet w środku nocy, i odtransportowano młodych mężczyzn na najbliższy posterunek policji. Cała „akcja” łapania złodziei nie trwała dłużej jak piętnaście minut i została zakończona sukcesem.
I kiedy już powoli miasto znów zaczęło robić się senne i spokojne, ja nadal siedziałam na balkonie, popijam kawę z mlekiem i oddawałam się rozmyślaniom... I przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce nie tak dawno w jednym z polskich miast, kiedy w „biały dzień”, w centrum miasta, na oczach przechodniów, młody chłopak zadźgał nożem policjanta. Cały następny dzień pokazywano w telewizji zapłakane twarze mieszkańców owego miasta, którzy pytali, jak tak można zabić człowieka na ulicy? Ja bym jednak zadała całkiem inne pytanie – jak tak można bezmyślnie stać w tłumie i „bezradnie” przyglądać się jak ktoś zabija człowieka? Gdzie byli ci wszyscy zapłakani ludzie dzień wcześniej? Czy stali w tłumie i patrzyli na śmierć niewinnego policjanta, jak na film w telewizji?
Specjaliści od analizowania ludzkich zachowań powiedzieliby mi, że to taka wytłumaczalna naukowo psychologia tłumu. Czym w takim razie wytłumaczyć różnicę pomiędzy bezradnie przyglądającym się tłumem ludzi w Polsce, a zawsze chętnym do pomocy bliźniemu tłumem w Egipcie?