12 czerwca 2011, godzina 04:30
Znów nie mogę spać. Ja nie wiem jak to jest, że nagle z dnia na dzień człowiek tak po prostu zmienia swoje przyzwyczajenia. W Polsce nie do pomyślenia, żebym nie położyła się do łóżka przed pierwszą w nocy, a tutaj... o tej porze zaczynam życie. Może to sprawa klimatu? W końcu z domu wychodzę dopiero wieczorem, bo wcześniej można się najzwyczajniej ugotować. Ale dzisiaj nie będzie o pogodzie.
Jak wspomniałam, nie mogę spać. Jest czwarta nad ranem, a więc za oknem wciąż jeszcze jest ciemno. Znużona czekaniem na sen, postanawiam wstać z łóżka i spędzić trochę czasu z laptopem... może jakoś sen sam przyjdzie. Zapalam małą nocną lampkę i w tej samej sekundzie dostrzegam na ścianie pająka – mutanta. Ma duży, okrągły i gruby brzuch oraz bardzo cienkie nóżki. Jego średnica wynosi tak mniej więcej 8cm... skrada się w ciemności po ścianie wprost do mojego łóżka. Wyskakuję z pościeli jak oparzona, najchętniej zaczęłabym krzyczeć, ale na szczęście, pamiętam, że jest środek nocy. W pośpiechu chwytam laczek i zamierzam się w pająka. W tym samym momencie intruz skacze wprost do mojego łóżka. Nie, tego już za wiele! W ułamku sekundy zapalam światło, które pozwoli mi zobaczyć więcej, niż tylko fragment mojego łóżka i właściwie w tym samym ułamku sekundy rozglądam się po pościeli. Trudno jednak dostrzec czarnego pająka w równie czarnej pościeli. Chwytam delikatnie za róg kołdry i równie delikatnie potrząsam, żeby dostrzec choćby najmniejszy ruch intruza. Pająk po raz kolejny daje mi do zrozumienia, że skoki w dal nie stanowią dla niego żadnego problemu i kieruje się prosto we mnie. Odskakuję, jakby chciał mnie zabić – chociaż może tak właśnie jest, w końcu nie zapytałam o jego zamiary związane z moją osobą. Pająk – mutant spada na podłogę. I wtedy zadaję śmiertelny cios, a szczerze mówiąc, to aż cztery ciosy! Już nigdy więcej nie zakradnie się nocą do mojego łóżka.