"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

1 października 2011

„Darling, I lowe ju” (2), wnioski po obejrzeniu filmu

25 sierpnia 2011, godzina 14:30

(jeżeli nie ukończyłeś/aś 18 roku życia, przejdź do innego postu lub cierpliwie poczekaj na nowy wpis...)

 „Większość Polek, które tutaj spotkałem przynoszą wstyd Polsce i wszystkim Polakom. One tu nie przyjeżdżają dla atrakcji turystycznych. One tu przyjeżdżają, żeby się puszczać z miejscowymi (...) Wstyd mi, że jestem Polakiem”. To jedno z ostatnich zdań, jakie pada w filmie i jednocześnie najtrafniejszy wniosek, jaki się nasuwa po obejrzeniu dokumentu Anny Błaszczyk. Mi też czasami jest wstyd, że jestem Polką, ale w przeciwieństwie do związku Polaków w Kairze, nie uważam, że problem poruszany w filmie nie istnieje. Niestety, problem polskich (seks) turystek „wypoczywających” na plażach Morza Czerwonego istnieje i z każdym rokiem staje się coraz większy. Do Hurghady przyjeżdżają zarówno młode dziewczyny, które po zdanym egzaminie dojrzałości postanowiły odpocząć na plażach Egiptu, ale także mężatki w średnim wieku na co dzień pracujące na wysokich stanowiskach.  Ma się wrażenie, że wiek, status społeczny czy materialny, nie mają żadnego znaczenia. Najważniejsza jest zabawa w miejscowych klubach i „mocne”, niezapomniane wrażenia. Jedna z „bohaterek” filmu jest kobietą w pełni dojrzałą, emerytką, a nawet babcią – ale jakże naiwną. Aż trudno uwierzyć, że ta w pełni dojrzała kobieta daje się nabrać na czułe słówka młodych Egipcjan. A co więcej - jest w pełni usatysfakcjonowana ze swojego „powodzenia” wśród młodych mężczyzn, jest wręcz wniebowzięta z ilości otrzymywanych wyznań miłosnych ( za pomocą wiadomości tekstowych wysyłanych na jej telefon komórkowy). Kamera towarzyszy jej podczas wizyty w dość ekskluzywnym sklepie obuwniczym. Kobieta wydaje się być niezwykle szczęśliwa, kiedy sprzedający w owym sklepie Egipcjanin chwyta ją za pośladki, całuje, a następnie pyta o kolor bielizny. A w domu na tę kobietę czeka mąż... ale tu, w Hurghadzie liczy się tylko chwila teraźniejsza.
Kolejnym przykładem na poparcie moich słów jest młoda dziewczyna, która w kilka dni po przylocie do nadmorskiego kurortu, zakochuje się w przystojnym Egipcjaninie (mężczyzna nawet nie zgodził się na pokazanie swojego wizerunku we wspomnianym filmie, ciekawe dlaczego?). Po kilku dniach podczas jednej ze wspólnie spędzanych nocy, mężczyzna pyta o ślub. Bez chwili zawahania dziewczyna odpowiada „tak”. Jest wniebowzięta!!! Cała „uroczystość” odbywa się u prawnika i nie trwa dłużej niż 10 minut, a całkowity koszt ślubu wynosi dla kobiety 1 funta (równowartość 50 polskich groszy), a dla wybranka aż 100 funtów. Taką też kwotę otrzyma młoda dziewczyna w przypadku rozwodu... ale rozwodu nigdy nie będzie. Rodzaj ślubu, na jaki zdecydowała się ta młoda Polka raczej wyklucza taką możliwość, gdyż jest to ślub tymczasowy – tzw. „orfi”.
Obie bohaterki są równie naiwne, co pięcioletnie dzieci. I o ile można by taki „poryw serca” wybaczyć zauroczonej egzotyczną urodą dwudziestolatce, o tyle trudniej zrozumieć postawę babci – emerytki (jak bohaterka nazywa samą siebie). Ale nie zamierzam nikogo ani oceniać (a tym bardziej negatywnie), ani oskarżać o niemoralność... tylko dlaczego tak powszechne, i w tutejsze kulturze naganne, zachowania Polek wypoczywających na plażach Hurghady, wywierają równie negatywny wpływ na postrzeganie wszystkich przedstawicielek narodowości polskiej???!!!  I dlaczego kiedy jakiś przesympatyczny Kairczyk pyta o kraj mojego pochodzenia, zaczynam się zastanawiać nad odpowiedzią?! Bo jak wyznał jeden z młodych Egipcjan, „Europejki można pieprzyć, ale nie szanować”. A ja jednak wolałabym, żeby otaczający mnie mężczyźni odnosili się do mnie z szacunkiem i patrzyli na mnie przez pryzmat tego, co ukrywam w moim sercu i duszy, a nie traktowali mnie tylko jako obiekt seksualny.