"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

25 października 2011

Marzenia o ślubie

7 września 2011, godzina 21:00

Fragment rozmowy dwóch młodych Egipcjanek, jaką miałam okazję podsłuchać na hotelowym tarasie (wiem, wiem... nieładnie jest podsłuchiwać, ale...)

-         Właśnie zerwałam zaręczyny i jestem taka szczęśliwa, że mogłabym tańczyć na stole
-         Jesteś głupia, że to zrobiłaś... facet jest strasznie bogaty! Kupiłby ci wszystko, czego tylko zapragniesz, a ty tak po prostu zrywasz zaręczyny.... popatrz na pierścionek, który masz na palcu... kosztował majątek, a to dopiero początek. Wyobraź sobie ogromną willę, może nawet z basenem, wielki ogród, ekskluzywny samochód, bankiety, przyjęcia, egzotyczne wakacje.... i to wszystko twoje. Nigdy nie będziesz musiała chodzić do pracy, wstawać wcześnie rano... może nic nie będziesz musiała robić. Głupia jesteś!
-         Wiem... tak się z nim tylko bawię. Chcę, żeby płakał mi w słuchawkę i błagał, żebym zmieniła decyzję. Jak jutro zadzwoni i poprosi, żebym jednak została jego żoną, to się zgodzę. Przecież nie zrezygnuję z takiego majątku...
-         A ty go w ogóle kochasz?
-         Nie, ale miłość przecież nie jest potrzebna. Najważniejsze, to żeby był bogaty...i kupował mi prezenty.
-         Masz rację. Miłość nie istnieje...

(chwila przerwy...)

-         Ale ty jesteś szczęściarą, że ci się taki bogaty trafił. Jak ty go w ogóle poznałaś?
-         Poznaliśmy się kilka lat temu i byliśmy jakiś czas ze sobą. Potem mnie zostawił, bo zakochał się w innej. Wiesz, on dużo podróżuje... miał wiele dziewczyn. Z wieloma też sypiał.... ale chce się ożenić ze mną. Któregoś dnia przyszedł do mojego ojca i zapytał go o moją rękę.
-         Byłabyś głupia, gdybyś odmówiła....
-         Nie odmówię... zerwałam zaręczyny, bo się tylko bawię. Ale zadzwoni, zapłacze, a za miesiąc będę jego żoną. I nigdy już nie będę musiała pracować! I będę miała wszystko!
-         Zazdroszczę ci. Naprawdę ci zazdroszczę. Ja za chwilę będę miała 20 lat i jeszcze żaden mężczyzna nie przyszedł i nie zapytał ojca o moją rękę. Jak przez rok nic się nie zmieni, to chyba się zabiję! Przecież nie mogę być starą panną! Ale ja ci zazdroszczę!

Powyższa rozmowa doskonale obrazuje tok myślenia młodych Egipcjanek i myślę, że nie wymaga ode mnie żadnego komentarza. Najważniejsze dla tych młodych dwudziestoletnich dziewczyn, jest po prostu zakończyć edukację na poziomie „koledżu”, znaleźć bogatego męża, zaraz po ślubie zajść w ciążę i... nic nie robić. Na tym kończą się bowiem ich życiowe ambicje. Wszystko, co pragną osiągnąć, to bogaty mąż, którego jedynym zadaniem jest zarabianie pieniędzy. O miłości nie myśli żadna z nich.