01 września 2011, godzina 19:00
Uff!!!! Co za popołudnie!!! Ale może zacznę od początku....
Biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem muzułmanką i nie obchodzę świąt zakończenia postu, a zawód, jaki wykonuję nie zna ani niedziel, ani świąt, postanowiłam dzisiejszy dzień spędzić w pracy. Mój ambitny plan rozpoczęłam realizować około godziny 16 na tarasie hotelu, w którym mieszkam (do pracy jest mi bowiem potrzebny tylko i wyłącznie laptop z internetem). Słońce chyliło się ku zachodowi, temperatura powietrza powoli spadała poniżej 30 stopni Celsjusza, a mimo to na tarasie nie spotkałam żadnego z mieszkańców hotelu. Wokół panował spokój, który pozwalał mi skupić się wyłącznie na pracy. Niestety, pół godziny później turyści zaczęli wracać z całodziennych spacerów po Kairze i kierowali swe kroki na taras. Zostałam zmuszona do zmiany planów, a przynajmniej do zmiany miejsca pracy. Wróciłam więc do ciasnego hotelowego pokoju. I już zabierałam się za kontynuowanie moich ambitnych zawodowych planów, kiedy na ścianie oddalonej ode mnie o pół metra ujrzałam biegającego małego krokodyla. Zamarłam ze strachu! W mojej głowie pojawiło się tysiąc różnych pomysłów: nie spuszczając wzroku z lokatora, obmyślałam plan ucieczki z własnego pokoju. „Mały krokodyl” wciąż nerwowo biegał po ścianie, a mój wzrok dokładnie rejestrował każdy, nawet najmniejszy, jego ruch. W końcu zdobyłam się na odwagę: w jednej sekundzie podniosłam się z łóżka, podbiegłam do drzwi i wyskoczyłam na korytarz. Dalsze losy małego krokodyla pozostawiłam w rękach pracowników hotelowej recepcji.
* dla wyjaśnienia dodam tylko, że mały krokodyl tak naprawdę był małym gekonem, które dość licznie zamieszkują Kair.
gekon na ścianie w hotelowym pokoju |