"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

25 kwietnia 2012

Na granicy wojny


25 kwietnia 2012, godzina 19:00

Stosunki izraelsko – egipskie na przestrzeni ostatniego półwiecza były dość skomplikowane i zawiłe. Nie były pozbawione napadów zbrojnych, agresji z obu stron, wojen, działań okupacyjnych, paktów pokojowych, kolejnych wojen, porozumień i nieporozumień. Jednak od roku 1979 stosunki między państwami były pokojowe, o co zabiegał były prezydent Egiptu. Hosni Mubarak, rządzący krajem faraonów przez 30 lat, był swoistym gwarantem pokoju. Kiedy w lutym 2011 roku, po 18 dniach protestów na Placu Tahrir, prezydent ustąpił ze stanowiska, rozpoczęły się spekulacje na temat zerwania paktu pokojowego z Izraelem. Krótko potem światło dzienne ujrzały dokumenty dotyczące umowy sprzedaży egipskiego gazu do Izraela. Jak wynika z umów, gaz był sprzedawany po mocno zaniżonych cenach, na czym straciła gospodarka, a więc i wszyscy obywatele, Egiptu. Jednym z zarzutów stawianych Hosniemu Mubarakowi przez prokuraturę jest właśnie sprzedaż gazu po cenach niższych niż obowiązujące na rynku energetycznym.
Od czasu Rewolucji w 2011 roku stosunki egipsko – izraelskie są znów napięte – i nie tylko z powodu gazu. 17 sierpnia 2011 roku doszło do prowokacji ze strony izraelskiej, w wyniku której zginęło kilku policjantów i żołnierzy pełniących służbę na Synaju, w pobliżu granicy państwowej. Doskonale pamiętam też dzień, a może raczej noc, 9 września 2011 roku… kiedy po pokojowej demonstracji na Placu Tahrir zaatakowano ambasadę Izraela w Kairze. Doszło wówczas do napaści na pracowników ochrony placówki dyplomatycznej, palenia dokumentów, a także demolowania budynku. Ambasador został ewakuowany, a o pokój i poprawę stosunków apelował nawet prezydent Obama (ale udział Stanów Zjednoczonych w stosunkach egipsko – izraelskich to już zupełnie inna historia). Ale wśród Egipcjan trudno mówić o pokoju, szczególnie w sytuacji, w której większość parlamentu to ludzie związani ze zdelegalizowanym za czasów Mubaraka, Bractwem Muzułmańskim.
Z każdym tygodniem, miesiącem narasta też konflikt na tle energetycznym. Przez ostatnie 14 miesięcy gazociąg na Synaju płonął już kilkanaście razy. Koszty gazu wypuszczonego do atmosfery, koszty akcji gaśniczych, zabezpieczających oraz koszty napraw rurociągu ponosi tylko i wyłącznie strona egipska. Nic więc dziwnego, że w takiej sytuacji rząd zdecydował się na renegocjację umowy sprzedaży. Nie miało to na celu ani zawieszenia, ani tym bardziej przerwania dostaw gazu, ale rząd izraelski nie podjął rozmów z Egiptem. W wyniku braku reakcji ze strony Jerozolimy, dwa dni temu podjęto w Kairze decyzję o „zakręceniu kurka”. Gaz do Izraela przestał płynąć. Konflikt znów narasta… władze Egiptu są gotowe do kolejnych rozmów i podpisania „sprawiedliwej” umowy sprzedaży gazu po cenach obowiązujących na światowych rynkach. Izrael w tym czasie buduje własną historię, w której zaprzestanie dostaw gazu ma być prowokacją ze strony Egiptu i prowadzi do wywołania kolejnej wojny. Ocenę, kto w zaistniałej sytuacji ma rację, pozostawiam Czytelnikowi. Choć nie ukrywam, że ja osobiście w tym konflikcie zajmuję stanowisko po stronie Egiptu – znam bowiem skłonność Izraela do konfabulacji i prowokacji.