19 kwietnia 2012, godzina 12:30
Pogoda nie rozpieszcza. Jest połowa kwietnia, a ja wychodząc z domu wciąż zakładam zimową kurtkę, pod którą ukrywam zimowy sweter. Najchętniej założyłabym jeszcze rękawiczki i czapkę, ale obawiam się, że zostałabym uznana za wariatkę.
Ale pogoda nie rozpieszcza również w Egipcie. Z powodu wysokiej na pięć metrów fali wprowadzono „zakaz kąpieli” w Marsa Matruh i innych miejscowościach położonych nad Morzem Śródziemnym. Kilka portów zawiesiło swoją działalność.
Samoloty na Międzynarodowym Lotnisku w Kairze są opóźnione, a meteorolodzy ostrzegają, „żeby nikt, kto nie musi wychodzić z domu, tego nie robił” (chociaż mam wrażenie, że akurat w stolicy każdy znajdzie powód, dla którego wyjść musi). Taki stan rzeczy spowodowany jest silnym, porywistym wiatrem, który niesie ze sobą ogromne ilości pyłu, czyli krótko mówiąc przyczyną, dla której Kairczycy powinni pozostać w domach jest burza piaskowa. Jak się przed nią chronić? Najlepszy sposób, jaki przychodzi mi do głowy, to wsiąść w samolot dzień wcześniej i wyjechać na kilka dni do Europy lub Azji. A tym, którzy muszą pozostać w stolicy nie pozostaje mi nic innego jak współczuć. Nie pomogą szczelnie zamknięte drzwi, nie pomogą zamknięte okiennice, nie pomogą chusty, szaliki, kominiarki… W walce z wszechobecnym i wszędobylskim piaskiem nic nie pomoże.
Moje spotkanie z tym zjawiskiem pogodowym zakończyło się w aptece, gdzie zostałam zmuszona kupić krople do oczu mające na celu złagodzenie podrażnienia. Złagodzenie, ale nie zlikwidowanie. Trochę się nacierpiałam, chociaż, zgodnie z zaleceniami, pozostawałam w ukryciu, w mieszkaniu. Ale niestety, tak już jest, że człowiek w walce z naturą nie ma żadnych (lub bardzo nikłe) szans na wygraną.
Kair podczas burzy piaskowej |