02 lutego 2012, godzina 19:00
Jeszcze kilka słów o wczorajszym meczu w Port Said. Wygląda na to, że winą za zamieszki, w wyniku których zginęło ponad 70 osób, należy obarczyć służby porządkowe Egiptu. To one doprowadziły do tego, że na stadion można było wejść bez biletu, można też było swobodnie wnieść na teren areny sportowej niebezpieczne przedmioty jakimi są na przykład noże. A tuż po zakończeniu, wygranego przez drużynę z Port Said, meczu otworzono barierki odgraniczające trybuny od boiska i pozwolono wtargnąć chuliganom na murawę. Ci brutalnie zaatakowali kibiców drużyny z Kairu… którzy nie mieli nawet dokąd uciekać. Jedyne wejście (a zarazem wyjście) na stadion zostało bowiem zamknięte przez policję. Aby ujść z życiem kibice drużyny gości mieli dwa wyjścia: skakać przez płot, który znajdował się około 12 metrów nad ziemią lub walczyć z napastnikami. W efekcie śmierć poniosło ponad 70 osób.
Po smutnych i tragicznych wydarzeniach w Port Said wprowadzono trzydniową żałobę narodową. I, jak się można było tego spodziewać, w czwartek doszło do kolejnych masowych demonstracji w centrum stolicy. Oburzeni zachowaniem służb mających na celu pilnowanie porządku i zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom, Kairczycy wrócili na Tahrir, gdzie zorganizowali masowe demonstracje. Policja ponownie użyła gazu łzawiącego wobec protestujących, którzy próbowali dotrzeć do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W wyniku kolejnych walk na ulicach w centrum Kairu zostało rannych 120 osób, odwożonych do pobliskich szpitali na prywatnych motorach.
A jutro piątek – dzień wolny od pracy, i aż strach pomyśleć, co wydarzy się w stolicy…