"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

17 grudnia 2011

Wakacje „halal”, czyli pomysł partii islamistycznych

15 grudnia 2011, godzina 15:30

Właśnie dotarły do mnie najnowsze wiadomości ze świata polityki Egiptu. Partie islamistyczne, które w wyborach parlamentarnych uzyskały ponad 60% głosów, zastanawiają się nad wakacjami „po europejsku” w nadmorskich kurortach. Ogólnie wiadomo jak takie wakacje wyglądają i dla przeciętnego przedstawiciela kultury Zachodu, nie ma w tym nic ani nadzwyczajnego, ani tym bardziej gorszącego. A myślę tutaj, za przedstawicielami partii islamistycznych, o skąpych bikini na plaży, o kolorowych drinkach w nadmorskich barach, czy też o dzieleniu jednego hotelowego pokoju przez pary nie będące małżeństwem. I chociaż dla Europejczyka wszystko, co wymieniłam powyżej jest całkiem normalne i powszechne, w religii islamu jest jednak zabronione. I tak partie Al Nour (skrajnie islamistyczna) oraz Wolność i Sprawiedliwość (założona przez Bractwo Muzułmańskie) wpadły na pomysł zakazania wszystkiego, co jest niezgodne z zasadami islamu. Z jednej strony jest to swoisty zamach na turystykę, która jest podstawowym źródłem dochodu dla Egiptu. Bo przecież w dobie demokracji i szerokiej wolności, nikt nie lubi, żeby go ograniczano - a już na pewno nie podczas wakacji. To właśnie podczas wakacji, kiedy człowiek pozostaje poza zasięgiem wzroku rodziny, przyjaciół czy znajomych z pracy, często gubi jakieś własne granice, traci kontrolę i zachowuje się w sposób, w jaki nawet nie podejrzewał, że mógłby się zachowywać. I tak „szara myszka” pracująca na co dzień w urzędzie państwowym, na wakacjach zamienia się w „zdobywczynię” męskich serc, które po jednym dniu łamie poszukując kolejnego obiektu zachwytów ( i nie mówię, że wszyscy zachowują się na wakacjach w taki właśnie sposób, ale z różnych badań wynika, że jest to dość powszechne zjawisko). Tak więc ograniczenia, o jakich myślą partie islamistyczne w Egipcie spowodują, że turyści zamiast odpoczywać nad Morzem Czerwonym, wakacje będą spędzać w kurortach tunezyjskich, tureckich, czy bułgarskich... A brak turystów oznacza dla Egiptu tylko jedno - brak pieniędzy i pogarszającą się sytuację finansową całego państwa.
Z drugiej jednak strony tak sobie myślę, że wprowadzenie powyższych ograniczeń spowoduje, iż Egipt przestanie być miejscem dokąd jedzie się na tak zwane „seks wakacje”, co z kolei doprowadzi do tego, że za 5 - 10 lat Egipcjanie przestaną identyfikować Polkę z prostytutką, a ja osobiście będę mogła przestać się wstydzić własnego pochodzenia.
Może gdyby tak ograniczyć spacerowanie w skąpych przykrótkich spódniczkach po ulicach Hurghady i zabronić spożywania alkoholu, to może do Egiptu turyści zaczęliby jeździć ze względu na Piramidy, Luksor, Asuan, Abu Simbel, Aleksandrię... czyli wszystko to, co w Egipcie najciekawsze...
Gdybym jednak na pytanie, czy warto wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia dla zachodnich turystów, miała odpowiedzieć jednoznacznie, to dzisiaj powiedziałabym stanowcze „nie”. I to nie dlatego, że biegam po plaży w bikini, które zasłania mniej niż więcej z kolorowym drinkiem w ręce, ale dlatego, że moim marzeniem jest, aby Egipcjanie nie byli zmuszeni do przeżycia za dwa dolary dziennie i dlatego, że nie chciałabym, aby z powodu szerzącej się biedy musieli wyjeżdżać z własnego kraju.

* „halal” w języku arabskim znaczy dozwolone, w przeciwieństwie do „haram” - czyli zabronione (w odniesieniu do Koranu, oczywiście)