"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

18 grudnia 2011

Magia świąt Bożego Narodzenia w Kairze



Jest niedziela, 18 grudnia, co oznacza, że już za niecały tydzień rozpoczną się święta Bożego Narodzenia. Rok temu o tej porze zaczynałam się przygotowywać do przyjazdu do Polski, co wyglądało mniej więcej tak, że przez pół dnia zaglądałam do szafy i zastanawiałam się, co powinnam ze sobą zebrać, a co mogę zostawić w Kairze. Potem przez kolejne pół dnia włóczyłam się ze znajomymi nad Nilem, a kiedy wracałam późnym wieczorem do hotelu, siadałam z kubkiem gorącej kawy na tarasie i zagłębiałam się we wszelkiego rodzaju rozmyślaniach. W efekcie końcowym spakowałam walizkę w dniu wyjazdu z Kairu, bo jakoś afrykańskie pojęcie czasu wzięło górę nad moją europejską dokładnością, punktualnością i byciem zawsze „przed czasem”. Potem spędziłam sporo godzin na lotniskach: w Kairze i w Warszawie, bo z powodu mroźnej zimy samoloty albo się spóźniały, albo psuły... po kilkunastogodzinnej podróży wreszcie dotarłam do rodzinnego Poznania. Pomimo zmęczenia, miałam w sobie ogromnie dużo energii i bardzo cieszyłam się świętami Bożego Narodzenia, których w Kairze jakby nie ma, a jednak są... i nie tylko są, ale mam wrażenie, że jakoś bardziej cieszą. Jak to jest możliwe w społeczeństwie, w którym aż 90% mieszkańców to muzułmanie? Już wyjaśniam...

Jak powszechnie wiadomo święta Bożego Narodzenia są tradycją chrześcijańską i na próżno można by ich szukać w judaizmie, czy islamie. W Egipcie, okres od 24 do 26 grudnia zasadniczo nie różni się niczym szczególnym od pozostałych dni w roku - są to normalne dni pracujące (chyba, że akurat w któryś z tych dni przypada piątek). A jednak jest coś, co sprawia, że o świętach Bożego Narodzenia zapomnieć nie można. Na kilka dni (podkreślam - kilka dni) przed rozpoczęciem świąt w większości hoteli, restauracji, kawiarni pojawiają się plastikowe drzewka bożonarodzeniowe, przystrojone kolorowymi bombkami, światełkami, łańcuchami... są też kolorowe bombki zawieszone nad stolikami w kawiarniach, czy w hotelowych recepcjach. Ma to oczywiście związek z faktem, iż Kair jest miastem turystycznym i wszystko jest przygotowywane dla podróżnych, którzy postanowili koniec roku spędzić właśnie w stolicy kraju faraonów. I właśnie fakt, że wszystkie świąteczne ozdoby pojawiają się zaledwie na kilka dni przed Wigilią Bożego Narodzenia sprawia, że te święta nabierają właściwego sensu. Nikt w Kairze nie biega od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentów (tam nigdy nie biega się po sklepach - i znów pojawia mi się afrykańskie pojęcie czasu), nikt nie spędza całego tygodnia w kuchni na przygotowaniach świątecznych potraw, i przede wszystkim nikt nie zaczyna myśleć o nadchodzących świętach jak tylko minie święto zmarłych. A w Polsce mam wrażenie, że Święta Bożego Narodzenia rozpoczynają się jak tylko ze sklepowych półek znikną znicze i chryzantemy, i trwają nieprzerwanie półtora miesiąca, co sprawia, że te właściwe dni świąteczne różnią się od pozostałych w tym terminie tylko tym, że są dniami wolnymi od pracy. Pogłębiająca się komercjalizacja świąt Bożego Narodzenia sprawia, że tak naprawdę przestajemy dostrzegać święta, gubimy ich właściwy sens, ograniczając się do biegania po sklepach, kosmetyczkach, salonach fryzjerskich i hipermarketach. A potem zasiadamy do wigilijnego stołu tak zmęczeni, że właściwie tracimy ochotę na świętowanie i najchętniej zaszylibyśmy się we własnym mieszkaniu z książką w jednej i herbatą w drugiej ręce. A tu trzeba jeszcze odwiedzić rodzinę bliższą i dalszą, spotkać się z przyjaciółmi, cieszyć się z otrzymanych prezentów i z entuzjazmem skosztować wszystkich potraw specjalnie przygotowanych na tę okazję przez babcię, teściową, synową, kuzynkę... itd... no i jeszcze przy tym wszystkim trzeba olśniewająco wyglądać, mieć specjalnie na tę okazję kupioną garsonkę albo nową sukienkę i nienaganny makijaż... i jak to wszystko pogodzić z magią i prawdziwym sensem świąt Bożego Narodzenia?!

Przyznam szczerze, że rozwiązanie jakie „wybrałam” w zeszłym roku pozwoliło mi naprawdę cieszyć się świętami... i trwały one w moim życiu zaledwie tydzień, a nie półtora miesiąca. Ale z pewnością zdążyłam je zauważyć... w gronie bliskich i przyjaciół.