Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzega przed podróżami do Egiptu, a w szczególności zaleca
unikać wizyt w stolicy oraz innych dużych miastach. Przestrzega również przed
przebywaniem w takich miejscach jak bazary, muzea czy centra handlowe. Dotyczy
to zarówno Polaków mieszkających w Egipcie, jak również turystów indywidualnych
podróżujących po kraju faraonów na własną rękę. Ponadto MSZ ostrzega
uczestników wczasów zorganizowanych przez biura podróży przed wyjazdami poza
kurorty.
Czy zagrożenie jest rzeczywiście
realne, czy też pracownicy Ministerstwa „dmuchają na zimne”?
Jeszcze dwa lata temu większość
komunikatów MSZ była dla mnie śmieszna i zupełnie niepotrzebna. Niestety, tym
razem, przyłączam się do apelu ministerstwa. Odradzam wycieczki do Kairu,
Luxoru, Aswanu czy Aleksandrii. Przebywanie poza kurortami położonymi nad Morzem
Czerwonym może być – choć nie musi – niebezpieczne. Napięcie w kraju wciąż
rośnie, a na ulicach jest niespokojnie i wciąż dochodzi do incydentów z
udziałem sił bezpieczeństwa. Zaledwie dwa dni temu zwolennicy zaatakowali dość
ekskluzywną dzielnicę położoną na przedmieściach Kairu i próbowali siłą wedrzeć
się do siedziby jednej ze stacji telewizyjnych. Armia użyła gazu łzawiącego.
Z przykrością przyznaję, że tego lata
lepiej będzie pojechać na wakacje do Grecji, Hiszpanii albo Portugalii. Nie
unikniemy tam protestów (szczególnie w Atenach czy w Madrycie), ale nie wiążą
się one z przemocą wobec turystów. Niestety, w Egipcie istnieje duże ryzyko, że
agresja i nienawiść zostaną skierowane w stronę obcokrajowców, szczególnie
turystów z Europy i Stanów
Zjednoczonych. Być może jest to jeden z powodów, dla których USA zdecydowała
się zamknąć na kilka dni swoją ambasadę w Kairze.