Lekka
komedia Last Minute to najnowsza propozycja Patryka Vegi, reżysera filmów
„Ciacho”, „PitBull”, czy „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”. Fabuła filmu
utrzymanego w mocno wakacyjnym nastroju jest zbudowana z komicznych sytuacji
oraz zabawnych dialogów.
Pełne
słońce, wypoczynek pod palmami, opaska all inclusive i wszystko zupełnie za
darmo. Wycieczka do Egiptu jest wygraną w teleturnieju, w którym Tomek –
samotny ojciec – oraz jego rodzina brali udział. Niestety, problemy zaczynają
się już na lotnisku, kiedy dowiadują się, że zagubiono ich bagaże. W hotelu
okazuje się, że pokój, który im przydzielono jest zdecydowanie za mały i
najmłodszy członek rodziny musi spać w wannie. To jednak nie koniec kłopotów. W
hotelowym lobby Tomek spotyka miłość z lat szkolnych. Kobieta przez cały pobyt
w Egipcie klei się do umięśnionego, choć opryskliwego i nieprzyjemnego w obyciu
Roberta, którego ojciec dwójki dzieci postrzega jako chodzący ideał. Czy może
być jeszcze gorzej?
Może!
Biuro podróży, które było sponsorem nagrody plajtuje, a zawartość portfela nie
pozwala opłacić dalszego pobytu. Po kilku nieudanych próbach połączenia się z
konsulatem, rodzina jest zmuszona zamieszkać na plaży. I wtedy z pomocą
przychodzi polska fantazja. Członkowie rodziny sami postanawiają zarobić na
bilety powrotne do Polski. Czy zdążą przez zbliżającymi się świętami Bożego
Narodzenia?
Film
Last minute ma jedną zaletę. Unika stereotypowego myślenia o mieszkańcach
Egiptu. Okazuje się bowiem, że z pomocą zagubionej rodzinie przychodzi pewien
młody Egipcjanin (w tej roli Otar Saralidze). Nie oczekując niczego w zamian
udziela im schronienia i daje pracę, która pozwala im zarobić na powrót do
kraju. Egipcjanie są tutaj ukazani jako serdeczny, tolerancyjny i przyjaźnie
nastawiony do życia naród. Chociaż są sceny, w których nie brakuje natrętnych
handlarzy, którzy w każdej sytuacji są w stanie sprzedać nawet najgorszy towar
w cenie najlepszego jakościowo. Ale tacy są handlarze – nie tylko w Egipcie, ale
we wszystkich krajach arabskich, a może i europejskich. Wystarczy pojechać do
Grecji czy Hiszpanii i przespacerować się najważniejszymi ulicami handlowymi w
małych, nadmorskich miasteczkach.
Jednocześnie
film Patryka Vegi wyśmiewa Polaków, wręcz przerysowując ich wady. Z filmu
wyłania się obraz rodaka, który wyjeżdżając na wakacje uważa się prawie za
Boga, chodzący ideał, człowieka, któremu wszystko i wszędzie się należy. Jest
królem, a wszyscy dookoła powinni mu usługiwać tylko dlatego, że jest on turystą
z Polski, szczególnie wówczas, kiedy decyduje się poświęcić swój cenny czas na
odwiedziny na Czarnym Lądzie, w „dzikim kraju”.
Last
minute to zabawna komedia wypełniona przedziwnymi sytuacjami. I chociaż trudno
byłoby go nazwać arcydziełem polskiej kinematografii, to z pewnością jest
lekkim, wakacyjnym filmem polecanym całej rodzinie.
(artykuł pochodzi z serwisu Świat Kultury Poznań)