"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

30 stycznia 2013

Nie tędy droga, czyli protesty, agresja i ofiary śmiertelne na ulicach egipskich miast


Przyznam szczerze, że ostatnie doniesienia z Egiptu nie napełniają mnie optymizmem, a wręcz przeciwnie. Relacje medialne z kraju faraonów wywołują stan smutku połączonego z żalem. Kolejne demonstracje, starcia z siłami bezpieczeństwa, powietrze wypełnione gazem łzawiącym i ofiary na ulicach – tak w kilku słowach można podsumować to, co od kilku dni dzieje się w Egipcie. A wszystko zaczęło się w nocy z czwartku na piątek.

25 stycznia, w drugą rocznicę wybuchu Rewolucji, na ulicach Kairu, Aleksandrii, Suezu i innych egipskich miast pojawiły się tysiące demonstrantów. Część z nich chciała w ten sposób uczcić zwycięstwo Rewolucji nad reżimem Hosniego Mubaraka. Niestety, nie obyło się bez incydentów, które doprowadziły do starć z siłami bezpieczeństwa. W Suezie celebracja przerodziła się w antyrządową demonstrację, w wyniku której 4 osoby zostały zastrzelone, a ponad 250 zostało rannych. Nie inaczej było w innych miastach kraju. W Aleksandrii doszło do starcia pomiędzy policją a protestującymi, którzy w centrum miasta podpalili opony. Powietrze wypełniło się czarnym dymem, a chwilę później gazem łzawiącym. W Ismailii na północy kraju młodzież wdarła się do siedziby partii Wolność i Sprawiedliwość, która jest politycznym ramieniem Bractwa Muzułmańskiego i splądrowała biura.

Podobnie jak przed dwoma laty protestujący domagają się „chleba, wolności, sprawiedliwości społecznej”. Oskarżają prezydenta o stronniczość, o monopolizację władzy i skupienie jej w rękach jednej tylko partii – Wolność i Sprawiedliwość, a także o postępującą islamizację wszystkich dziedzin życia. Część opozycji i środowiska świeckie domagają się ustąpienia Mohameda Mursiego ze stanowiska prezydenta Egiptu.

Zamieszki w Egipcie trwają nieprzerwanie do dnia dzisiejszego… agresję tłumu potęguje ogłoszony w niedzielę wieczorem stan wyjątkowy w rejonie miast Suez, Port Said i Ismailia. W sobotę, 26 stycznia sąd w Kairze wydał wyrok skazujący na śmierć 21 osób oskarżonych o udział w zamieszkach na stadionie piłkarskim w Port Said, które miały miejsce pierwszego lutego 2012 roku. Zginęły wówczas 74 osoby, większość z nich została zadeptana przez uciekający tłum, część poniosła śmierć podczas próby opuszczenia stadionu, skacząc z wysokości trybun. Zamieszki rozlały się na cały kraj, a prezydent nie tylko ogłosił trzydniową żałobę narodowa, ale także zawiesił rozgrywki piłkarskie. W połowie marca 2012 roku 73 osoby usłyszały zarzuty prokuratorskie. Część z nich została oskarżona o zabójstwo, inni za niedopatrzenie, niedopilnowanie porządku na obiekcie sportowym. Na ławie oskarżonych znaleźli się między innymi funkcjonariusze policji oraz ówczesny szef policji w Port Said – Issama Samaka. W sobotę, 26 stycznia 2013 roku sąd w Kairze odczytał nazwiska 21 oskarżonych, które przekazano muftiemu, co oznacza wyrok śmierci (w Egipcie wyrok skazujący na śmierć musi zostać zatwierdzony przez najwyższą władzę religijną). Pozostali oskarżeni w tej sprawie usłyszą wyrok dziewiątego marca bieżącego roku.  
Dla kibiców kairskiego klubu Al Ahly wyrok był powodem do świętowania zwycięstwa sprawiedliwości. Skrajnie odmienne były reakcje w Port Said. Rodziny ofiar próbowały wedrzeć się do więzienia i uwolnić skazanych. Nieznane osoby otworzyły ogień w kierunku policji i ostrzelały więzienie z broni automatycznej. W wyniku krwawych zamieszek zginęło 27 osób, a rannych zostało ponad 200.
Protesty i kolejne ofiary śmiertelne zmusiły prezydenta Egiptu do działania. W niedzielny wieczór zagościł na ekranach telewizorów, aby poinformować o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w rejonie Kanału Sueskiego, który jest strategicznym punktem całego kraju. Trzydziestodniowy stan wyjątkowy oraz godzina policyjna zostały wprowadzone w Suezie, Port Said i Ismailii. Ta decyzja nakręciła machinę agresji i doprowadziła do kolejnych zamieszek.

Napięcie społeczne, niezadowolenie, sprzeciw wobec prezydenta, rządu i Bractwa Muzułmańskiego rosną z każdym dniem. Atakują wszyscy - wszystkich. Dzisiaj rano chuligani zaatakowali jeden z luksusowych hoteli w centrum Kairu. Część turystów uciekła w popłochu, pozostali razem z pracownikami zabarykadowali się wewnątrz budynku. Po tym incydencie goście pobliskich hoteli również podjęli decyzję o wyjeździe z miasta, a nawet z kraju. Po raz kolejny dochody z turystyki spadną, a to z kolei doprowadzi do rosnących problemów z gospodarką. I tak kółko się toczy…

Nie jestem politykiem, politologiem, ekonomistą, historykiem, ani specjalistą od budowania demokracji, więc trudno mi doradzać prezydentowi. Nie wiem, którą drogą powinien podążać, aby wyciągnąć Egipt z pogłębiającego się kryzysu. Wydaje się jednak, że decyzje, które podejmuje w ostatnim czasie są nietrafione i zamiast uzdrowić sytuację, wzbudzają coraz większą agresję w narodzie. Z drugiej strony naród egipski poczuł swoją siłę i wydaje się, że z każdym żądaniem będzie wychodził na ulicę, atakował siły bezpieczeństwa i ponosił ofiary swoich demonstracji. Niestety, w chwili obecnej wszystkie strony konfliktu są dalekie od konstruktywnych działań. Niestety…

po lewej: hotel Semiramis w centrum Kairu, który został zaatakowany przez chuliganów