Przyznam szczerze, że ostatnie doniesienia z Egiptu
nie napełniają mnie optymizmem, a wręcz przeciwnie. Relacje medialne z kraju
faraonów wywołują stan smutku połączonego z żalem. Kolejne demonstracje,
starcia z siłami bezpieczeństwa, powietrze wypełnione gazem łzawiącym i ofiary
na ulicach – tak w kilku słowach można podsumować to, co od kilku dni dzieje
się w Egipcie. A wszystko zaczęło się w nocy z czwartku na piątek.
25 stycznia, w drugą rocznicę wybuchu Rewolucji, na
ulicach Kairu, Aleksandrii, Suezu i innych egipskich miast pojawiły się tysiące
demonstrantów. Część z nich chciała w ten sposób uczcić zwycięstwo Rewolucji
nad reżimem Hosniego Mubaraka. Niestety, nie obyło się bez incydentów, które
doprowadziły do starć z siłami bezpieczeństwa. W Suezie celebracja przerodziła
się w antyrządową demonstrację, w wyniku której 4 osoby zostały zastrzelone, a
ponad 250 zostało rannych. Nie inaczej było w innych miastach kraju. W
Aleksandrii doszło do starcia pomiędzy policją a protestującymi, którzy w
centrum miasta podpalili opony. Powietrze wypełniło się czarnym dymem, a chwilę
później gazem łzawiącym. W Ismailii na północy kraju młodzież wdarła się do siedziby
partii Wolność i Sprawiedliwość, która jest politycznym ramieniem Bractwa
Muzułmańskiego i splądrowała biura.
Podobnie jak przed dwoma laty protestujący domagają
się „chleba, wolności, sprawiedliwości społecznej”. Oskarżają prezydenta o
stronniczość, o monopolizację władzy i skupienie jej w rękach jednej tylko
partii – Wolność i Sprawiedliwość, a także o postępującą islamizację wszystkich
dziedzin życia. Część opozycji i środowiska świeckie domagają się ustąpienia
Mohameda Mursiego ze stanowiska prezydenta Egiptu.
Zamieszki w Egipcie trwają nieprzerwanie do dnia
dzisiejszego… agresję tłumu potęguje ogłoszony w niedzielę wieczorem stan
wyjątkowy w rejonie miast Suez, Port Said i Ismailia. W sobotę, 26 stycznia sąd
w Kairze wydał wyrok skazujący na śmierć 21 osób oskarżonych o udział w zamieszkach
na stadionie piłkarskim w Port Said, które miały miejsce pierwszego lutego 2012
roku. Zginęły wówczas 74 osoby, większość z nich została zadeptana przez
uciekający tłum, część poniosła śmierć podczas próby opuszczenia stadionu,
skacząc z wysokości trybun. Zamieszki rozlały się na cały kraj, a prezydent nie
tylko ogłosił trzydniową żałobę narodowa, ale także zawiesił rozgrywki
piłkarskie. W połowie marca 2012 roku 73 osoby usłyszały zarzuty prokuratorskie.
Część z nich została oskarżona o zabójstwo, inni za niedopatrzenie,
niedopilnowanie porządku na obiekcie sportowym. Na ławie oskarżonych znaleźli
się między innymi funkcjonariusze policji oraz ówczesny szef policji w Port
Said – Issama Samaka. W sobotę, 26 stycznia 2013 roku sąd w Kairze odczytał
nazwiska 21 oskarżonych, które przekazano muftiemu, co oznacza wyrok śmierci (w
Egipcie wyrok skazujący na śmierć musi zostać zatwierdzony przez najwyższą
władzę religijną). Pozostali oskarżeni w tej sprawie usłyszą wyrok dziewiątego marca
bieżącego roku.
Dla kibiców kairskiego klubu Al Ahly wyrok był
powodem do świętowania zwycięstwa sprawiedliwości. Skrajnie odmienne były
reakcje w Port Said. Rodziny ofiar próbowały wedrzeć się do więzienia i uwolnić
skazanych. Nieznane osoby otworzyły ogień w kierunku policji i ostrzelały więzienie
z broni automatycznej. W wyniku krwawych zamieszek zginęło 27 osób, a rannych
zostało ponad 200.
Protesty i kolejne ofiary śmiertelne zmusiły prezydenta
Egiptu do działania. W niedzielny wieczór zagościł na ekranach telewizorów, aby
poinformować o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w rejonie Kanału Sueskiego, który
jest strategicznym punktem całego kraju. Trzydziestodniowy stan wyjątkowy oraz
godzina policyjna zostały wprowadzone w Suezie, Port Said i Ismailii. Ta
decyzja nakręciła machinę agresji i doprowadziła do kolejnych zamieszek.
Napięcie społeczne, niezadowolenie, sprzeciw wobec
prezydenta, rządu i Bractwa Muzułmańskiego rosną z każdym dniem. Atakują
wszyscy - wszystkich. Dzisiaj rano chuligani zaatakowali jeden z luksusowych
hoteli w centrum Kairu. Część turystów uciekła w popłochu, pozostali razem z
pracownikami zabarykadowali się wewnątrz budynku. Po tym incydencie goście
pobliskich hoteli również podjęli decyzję o wyjeździe z miasta, a nawet z kraju.
Po raz kolejny dochody z turystyki spadną, a to z kolei doprowadzi do rosnących
problemów z gospodarką. I tak kółko się toczy…
Nie jestem politykiem, politologiem, ekonomistą, historykiem,
ani specjalistą od budowania demokracji, więc trudno mi doradzać prezydentowi. Nie
wiem, którą drogą powinien podążać, aby wyciągnąć Egipt z pogłębiającego się
kryzysu. Wydaje się jednak, że decyzje, które podejmuje w ostatnim czasie są nietrafione
i zamiast uzdrowić sytuację, wzbudzają coraz większą agresję w narodzie. Z
drugiej strony naród egipski poczuł swoją siłę i wydaje się, że z każdym żądaniem
będzie wychodził na ulicę, atakował siły bezpieczeństwa i ponosił ofiary swoich
demonstracji. Niestety, w chwili obecnej wszystkie strony konfliktu są dalekie
od konstruktywnych działań. Niestety…
po lewej: hotel Semiramis w centrum Kairu, który został zaatakowany przez chuliganów |