18
maja 2012, godzina 16:00
Tak się zdarzyło, że dzisiaj w tzw. „godzinach
szczytu”, czyli około godziny piętnastej, kiedy uczniowie, studenci, ludzie
pracujący masowo korzystają z komunikacji miejskiej, musiałam i ja skorzystać z
przejazdu autobusem. Miałam jednak to szczęście, że wsiadałam zaledwie kilka
przystanków od pętli autobusowej i praktycznie bez żadnego problemu znalazłam
miejsce siedzące. I to mnie uratowało przez ściskiem i przed uczuciem jakie
towarzyszy sardynkom zamykanym w metalowej puszce. Po przejechaniu połowy trasy
okazało się bowiem, że kierowca nie jest w stanie zamknąć drzwi – powodem takiego
stanu rzeczy nie była wcale usterka pojazdu, ale przepełnienie. Staliśmy na
przystanku chyba dziesięć minut, podczas których kierowca bezskutecznie walczył
z i tak już mocno ściśniętymi pasażerami. Problem polegał na tym, że drzwi
zamykane są przy pomocy fotokomórki, a ta została całkiem zasłonięta stopami podróżujących,
którzy byli spragnieni szybkiego powrotu do swoich domów. Kierowca krzyczał,
aby pasażerowie przesunęli się do wewnątrz pojazdu, w którym i tak nie było już
miejsca, fotokomórka odmawiała zamknięcia drzwi, a ja tak sobie siedziałam i myślałam
nad możliwością zaistnienia podobnej sytuacji w Kairze. Być może wspominałam
już wcześniej, że w stolicy Egiptu autobusy są w pewnym sensie pozbawione drzwi…
co nie znaczy, że ktoś je po prostu ukradł, odkręcił, czy skutecznie popsuł…
znaczy to tylko tyle, że w Kairze pozostają one otwarte, zarówno podczas „postoju”
na przystankach, jak i podczas jazdy. Poza tym, że ułatwia to wsiadanie i
wysiadanie z autobusu – można to zrobić praktycznie w każdym momencie podróży, daje
to również pasażerowi poczucie swobody i wolności. Żadnego zamykania drzwi,
żadnych fotokomórek, żadnych krzyków kierowcy… pełen luz. Mogłabym podróżować autobusem
trzymając jedną nogę poza pojazdem i nikt nawet by tego nie zauważył… o
krzykach i pouczeniach nie wspominając. A tu w Polsce, na każdym kroku człowiek
spotyka się z przepisami, zakazami, nakazami… na wolność nawet nie ma miejsca…