"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

25 maja 2012

Ostry sprzeciw!


25 maja 2012, godzina 22:30

Zawsze myślałam, że jedną z podstawowych zasad istnienia telewizji publicznej jest pełnienie przez nią funkcji edukacyjnej. W popularnych serialach nie raz pojawiały się ważne problemy społeczne oraz dyplomatyczne podpowiedzi, jak te problemy należałoby rozwiązywać. Pojawiały się kwestie związane z niską dzietnością kobiet, z badaniami profilaktycznymi związanymi z chorobami nowotworowymi, prześladowaniami słabszych w szkole, tolerancją itp… Wydawać by się mogło, że telewizyjne seriale, które dosłownie wyrastają jak grzyby po deszczu, uczą, doradzają, kształcą… ale okazuje się, że nie zawsze… Czasami seriale wtapiają się w stereotypowy nurt myślenia i nawet nie zamierzają z tymi stereotypami walczyć. Drogi Czytelniku, zapewne zastanawiasz się teraz, dlaczego piszę o tym problemie na blogu poświęconemu stolicy Egiptu? Już wyjaśniam…
Pragnę w tym miejscu nie tylko skrytykować brak rzetelności w serialach prezentowanych w publicznej telewizji polskiej, ale pragnę również głośno i stanowczo zaprotestować przeciw stereotypowemu przedstawianiu Egipcjan. Aby uniknąć kryptoreklamy i błąkania się po sądach w związku z ewentualnym procesem o zniesławienie czy też o naruszenie dóbr osobistych twórców owego serialu (producenta, scenarzysty, reżysera, aktorów itp.), nie podam jego tytułu. Mogę tylko powiedzieć, że jest to dość popularny serial prezentowany od poniedziałku do czwartku w tzw. „telewizyjnej dwójce”.
Nie! Nie! I jeszcze raz nie! dla scenarzysty. Postać młodego Egipcjanin, który postanowił odwiedzić swoje polskie „koleżanki” poznane podczas wakacji w kurorcie nad Morzem Czerwonym jest tendencyjna, stereotypowa i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. I nie myślę o tym, że tacy Egipcjanie nie istnieją… Chcę tylko powiedzieć, że serial nie pokazał rzeczywistego problemu skupiając się jedynie na przedstawieniu biednego, „głodnego” pieniędzy mieszkańca północnej Afryki, który w zamian za dziesięciokrotne powiedzenie „you are beautyful, I love you” (jesteś piękna, kocham cię) oczekuje wdzięczności w postaci sponsoringu. Cóż… pytanie brzmi, czy mężczyzna, bez względu na zamieszkiwaną przez niego długość i szerokość geograficzną, mając na utrzymaniu żonę i być może dwójkę, albo nawet trójkę dzieci, odmówiłby kobiecie, która w zamian za tydzień lub dwa tygodnie „dobrej zabawy” zapewniłaby jego rodzinie byt?! Problemu nie stanowią Egipcjanie, którzy po obejrzeniu kilku ostatnich odcinków serialu wydają się być naciągaczami, oszustami, kłamcami… Problem stanowią Polki, które jeżdżą do Egiptu na wakacje wcale nie ze względu na słońce i czyste plaże, ale ze względu na szeroko rozumianą „seks turystykę”. Jeżeli blondwłosa – a więc dla Egipcjan egzotyczna – Polka jest wniebowzięta słysząc setki komplementów na swój temat, jeżeli godzi się na wakacyjny seks bez zobowiązań i jeżeli płacze na lotnisku twierdząc, że kocha, to niestety musi się liczyć z konsekwencjami swojego zachowania! I to nie znaczy, że Egipcjanin jest oszustem, kłamcą, że jest pazerny na pieniądze… on po prostu wykorzystuje okazję do zarobienia pieniędzy, aby móc kupić prezent żonie, posłać dzieci do szkoły, czy zainwestować we własny biznes, który zapewni godne życie jemu i jego rodzinie. Gdyby wyjeżdżająca na wakacje Polka szanowała samą siebie, wykazała się inteligencją i tolerancją dla innej kultury, byłaby również szanowana przez Egipcjan. Ale tego aspektu scenarzysta serialu nie dostrzegł… nie zauważył, albo zauważyć nie chciał (bo przecież „co złego, to nie my”), że winę za taki stan rzeczywistości ponoszą same Polki, a nie ich wakacyjni, egzotyczni kochankowie.
Osobiście ostro krytykuję serial i jego twórców, a także krzyczę donośne „NIE!” dla takiego przedstawiania rzeczywistości. A telewizja (utrzymywana także z moich pieniędzy), zamiast edukować i kształcić społeczeństwo, wtapia się w nurt myślenia stereotypami – bo tak jest po prostu wygodniej i znacznie łatwiej. Tylko komu ma to służyć?!