"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

29 stycznia 2020

Wspomnienia z Rewolucji: 29 stycznia 2011

Wspomnienia w Rewolucji..., czyli dlaczego nigdy nie zapomnę wydarzeń z 29 stycznia 2011 roku...

Od wczesnych godzin porannych w centrum Kairu słychać strzały. Policja ponownie próbuje rozpędzić tłum protestujących zgromadzonych na Tahrir. W powietrzu unosi się ogromna chmura gazu łzawiącego, która powoduje trudności w oddychaniu.
Po raz pierwszy w centrum miasta pojawia się wojsko, a wraz z nim coraz większy tłum demonstrantów gotowych na kolejną „wojnę” z policją. Wszędzie wokół słychać tylko strzały. Na ulicach znów płoną samochody. Na dachach i na balkonach kamienic zbierają się mieszkańcy, którzy regularnie obrzucają policję kamieniami. Sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli; policja strzela już nie tylko do tłumu walczącego na ulicach, ale także do ludzi na balkonach. Jest niebezpiecznie. W całej tej sytuacji wojsko nie robi praktycznie nic – nie opowiada się ani po stronie tłumu, ani policji. Po prostu są obecni na ulicach.
Po godzinie 17:00 wojsko odjeżdża pozostawiając na ulicach Kairu demonstrantów walczących z policją. Centrum miasta płonie – wszędzie wokół widać tylko czarny, gęsty dym. Płoną też kolejne samochody, podpalone przez protestujących.
Muezin oznajmia czas modlitwy. Protestujący modlą się nie tylko na Tahrir, ale również na wszystkich okolicznych ulicach. Policja nareszcie przestaje strzelać. Niestety, nie na długo.
Jest niebezpiecznie. Na ulicach w centrum miasta pojawiają się specjalne, opancerzone samochody policyjne wyposażone w broń maszynową. Tłum protestujących zamienia się w bandę chuliganów - dewastują wszystkie sklepy i restauracje, kradnąc wszystko, co tylko są w stanie wynieść. Na ulicach leżą tony śmieci. Płoną kolejne samochody. Padają też pierwsze strzały z broni maszynowej. W okolicy Placu Wyzwolenia coraz częściej słychać karetki pogotowia, które odwożą rannych do kairskich szpitali. Także mieszkańcy pobliskich ulic organizują transport rannych – odwożą ich do szpitali na prywatnych motorach.
Miasto płonie, a policja wciąż nie przestaje strzelać. Nigdzie też nie widać straży pożarnej, chociaż tłum podpalił dwupiętrowy budynek jednego z ministerstw znajdujący się w centrum miasta. Pożar trawi wszystko, a my - mieszkańcy sąsiedniej kamienicy z trudem próbujemy zdusić płomienie – mając do dyspozycji dwie gaśnice, trzy 10-litrowe wiadra i coraz słabsze ciśnienie wody w kranach. Pozostaje już tylko modlić się o to, aby pożar nie przeniósł się do naszej kamienicy.