"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

3 grudnia 2012

O co te protesty? – listopad 2012 w Egipcie


W cieniu toczonych w Kairze rozmów pokojowych pomiędzy przedstawicielami palestyńskiego Hamasu a rządem Izraela, prezydent Egiptu postanowił zadbać o samego siebie i przyszłość swojego kraju. Występując, jak sam tłumaczył, w obronie Rewolucji, wydał dekret mówiący o tym, że prezydent Egiptu jest ponad wszelkim prawem, a wszystkie jego zarządzenia są niepodważalne. Aż do dnia przyjęcia nowej konstytucji, nikt nie może zawetować wydanych przez niego dekretów, bez względu na ich treść (nawet jeśli byłyby niezgodny z obowiązującym prawem). Tym samym Mohamed Morsi nadał samemu sobie uprawnienia większe niż miał jego poprzednik – dyktator obalony przez naród podczas 18-dniowej Rewolucji. Do czasu przyjęcia nowej konstytucji, co miało nastąpić nie wcześniej jak na wiosnę 2013 roku, prezydent trzyma w swoich rękach władzę absolutną.
Przedstawiciel opozycji - Mohamed el Baradei nazwał prezydenta „nowym faraonem”. Dekret mówiący o tym, że prezydent Egiptu stoi ponad prawem wywołał oburzenie narodu i falę trwających już dwa tygodnie protestów. Przeciwnicy Morsiego po raz kolejny zebrali się na Tahrir w centrum Kairu. Początkowo domagali się cofnięcia kontrowersyjnego dekretu, a później ustąpienia prezydenta ze stanowiska. Mohamed Morsi, wybrany na swój urząd w pierwszych wolnych wyborach, pozostał nieugięty. Twierdził, że jest przedstawicielem całego narodu i broni ducha Rewolucji przed tymi, którzy reprezentują obalony półtora roku wcześniej reżim. Ale protesty nie ustały; wręcz przeciwnie – rozlały się na cały kraj. W niedużej miejscowości leżącej w delcie Nilu spalono siedzibę Partii Wolność i Sprawiedliwość, która reprezentuje w polityce Bractwo Muzułmańskie. Na ulicach Aleksandrii, Kairu i kilku mniejszych miejscowości ponownie pojawiły się tłumy protestujących, którzy nie zgadzają się z polityką prezydenta. Na Tahrir po raz kolejny powstało miasteczko namiotowe; po raz kolejny słychać było strzały i po raz kolejny powietrze wypełniło się gazem łzawiącym. Na szczęście, w przeciwieństwie do wydarzeń sprzed roku, nie doszło do poważnych starć z policją czy z wojskiem. Manifestacja miała raczej charakter pokojowy. Nie doszło też do spotkania się w jednym miejscu przeciwników i zwolenników prezydenta. Ci drudzy zorganizowali swoje wiece poparcia dla Mohameda Morsiego przed Pałacem Prezydenckim, a także na Uniwersytecie Kairskim.
Protesty trwają już dwa tygodnie, a prezydent pozostaje nieugięty, zapewniając we wszystkich wywiadach, że działa w obronie Rewolucji. A jednak pod wpływem protestów coś się zmieniło. Prace nad projektem nowej ustawy zasadniczej zostały przyspieszone do tego stopnia, że w miniony czwartek odbyło się końcowe głosowanie, a w sobotę zatwierdzony przez konstytuantę projekt trafił na biurko prezydenta. Chcąc jak najszybciej załagodzić narastające niepokoje społeczne, Morsi ogłosił referendum w sprawie przyjęcia nowej konstytucji na dzień 15 grudnia. Przyspieszone prace nad przyjęciem ostatecznego kształtu nowej ustawy zasadniczej nie przerwały protestów – na Tahrir wciąż wznosi się miasteczko namiotowe. Opozycja, w tym mniejszość koptyjska i liberałowie, najpierw zbojkotowali głosowanie w Konstytuancie, a teraz nawołują do bojkotu referendum. Ich niepokój budzą wybrane artykuły nowej ustawy zasadniczej. Które i czy słusznie? O tym już w najbliższy czwartek na Blogu.