06 października 2012, godzina 22:00
Kilka dni temu podróżowałam autobusem, a dokładniej
rzecz ujmując, autobusami. Miałam do pokonania zaledwie trzy, może cztery kilometry,
a jednak nie obyło się bez przesiadki. I właściwie nie było w tym nic ani
nadzwyczajnego, ani tym bardziej trudnego. Musiałam po prostu na jednym z
przystanków wysiąść z autobusu jednej linii i na tym samym przystanku wsiąść do
innego. Kiedy kierowca podjeżdżał na przystanek zobaczyłam przed sobą autobus,
który miał mnie zawieźć do domu. Niestety, zanim kierowca „zaparkował” na
przystanku i otworzył drzwi, ten stojący przed nim zdążył już zamknąć swoje. Podbiegłam do kierowcy i zaczęłam go prosić,
żeby pozwolił mi wejść do środka. Niestety, ten okazał się zwykłym gburem.
Obdarzył mnie złośliwym uśmiechem i … odjechał. W jednej sekundzie doceniłam
podróżowanie komunikacją miejską w Kairze. Do tej pory ten sposób przemieszczania
się po mieście wydawał mi się bardzo ryzykowny i absurdalny… ale chwilowo
zmieniłam zdanie. Jak już wspominałam wcześniej autobusy w Egipcie nie
posiadają lub nie używają drzwi, dzięki czemu pasażer ma możliwość swobodnego
wsiadania i wysiadania w miejscu dowolnie przez siebie wybranym. Gdybym
znalazła się w podobnej sytuacji w Egipcie, mogłabym opuścić autobus jednej linii
zanim jeszcze całkiem zatrzymał się na przystanku i swobodnie wsiąść do
kolejnego… nawet gdyby zaczął już opuszczać przystanek…
Będąc Europejczykiem nadal uważam ten sposób
podróżowania za ryzykowny, ale w pewnych przypadkach dużo prostszy niż polskie
przywiązanie do ładu, porządku, procedur i nie wiem czego jeszcze. O chamstwie
kierującego pojazdem użyteczności publicznej już nie wspominając.