"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

29 sierpnia 2011

Wakacje w Polsce – na zakupach


19 lipca 2011, godzina 13:30

Od dwóch dni przebywam na jednej z wielkopolskich wsi. Miejscowość jest typowo letniskowa, położona na obrzeżach Puszczy Noteckiej. Wieś jest na tyle mała, że nie ma tutaj ani sklepu, ani nawet kościoła ( do najbliższej świątyni trzeba jechać aż 5 kilometrów).  W celu zrobienia tygodniowych zakupów, wybrałam się z moją najukochańszą Mamą do nieco większej miejscowości, oddalonej od owej wsi o 12 kilometrów. I niby wszystko było takie normalne, jak dawniej, jak jeszcze rok temu....do momentu, w którym nie stanęłyśmy obie przy kasie w jednym z marketów. Kasjerka w tempie błyskawicy podnosiła towar do czytnika, a potem równie szybko odkładała go na oddzielająca nas ladę. Moja Mama w równie szybkim tempie błyskawicy pakowała zakupione produkty do bawełnianych siatek i odkładała z powrotem do wózka. Następnie, prawie krzycząc, kasjerka poinformowała nas o wysokości rachunku. W przeciągu kilku kolejnych sekund nastąpiła wymiana banknotów i drobnych monet. Jeszcze dobrze nie zdążyłyśmy odejść od kasy, a cała procedura rozpoczęła się od nowa – z kolejnym, zniecierpliwionym już, klientem. I niby wszystko było jak zawsze... a jednak „robienie” przez mnie zakupów przez ostatnie sześć miesięcy wyglądało zupełnie inaczej.
W Kairze robienie zakupów jest jedną z form nawiązywania, podtrzymywania i zacieśniania kontaktów międzyludzkich. Aby nie zostać uznanym za osobę niesympatyczną, nie należy nerwowo przedreptywać z nogi na nogę, nie należy wywoływać na twarzy zniecierpliwionego uśmiechu, nie można nie zapytać o zdrowie sprzedającego i połowy jego rodziny, nie można tak po prostu bez słowa wejść do sklepu, zapłacić i bez słowa wyjść.
Ach to afrykańskie pojęcie czasu...