18 lipca 2011; godzina 20:00
Po ponad pięciu miesiącach spędzonych w stolicy kraju faraonów, postanowiłam zrobić sobie „małe” wakacje w Polsce. O 3 w nocy z 16 na 17 lipca wsiadłam do samolotu i wyruszyłam w długą drogę do Poznania. Odległość jaką miałam do pokonania wynosi zaledwie 3000 kilometrów, ale czas jaki musiałam poświęcić na podróż wyniosła prawie 15 godzin. A wszystko dlatego, że zamiast skorzystać z oferty niemieckich bardzo znanych linii lotniczych, wybrałam nasze polskie, z przesiadką w Warszawie. Na lotnisku w stolicy wylądowałam o siódmej rano, po czterech godzinach lotu. Po dwóch kolejnych dowiedziałam się, że samolot do mojego rodzinnego Poznania, z powodów technicznych, został odwołany. Przewoźnik zaproponował nam przejazd autobusem lub też oczekiwanie na kolejny samolot, który miał wystartować o godzinie 16:30, co oznaczało, że do odlotu pozostało mniej więcej siedem godzin. A więc spędziłam na lotnisku w stolicy dłuuuuugie dziewięć godzin.