"Podróżnicy mówią, że nie ma nic jaśniejszego na twarzy Ziemi niż Kair (...)

Ten, który nie widział Kairu, nie widział świata. Jego kurz jest jak złoto, jego Nil jest jak cud, jego kobiety są jak czarnookie niewiasty z raju, jego domy są jak pałace (...)

I jakże mogłoby być inaczej, skoro Kair jest Matką Świata?"

(opowieść żydowskiego lekarza)

30 maja 2013

Opady gradu

Dzisiaj w moim rodzinnym Poznaniu spadł grad. I nie były to jakieś małe lodowe kulki wielkości ziarenka grochu, ale całkiem spore kule. Zalegały nie tylko na trawnikach i dachach pobliskich bloków mieszkalnych, ale także na moim balkonie. W przeciągu kilku minut świat przybrał białe barwy, a temperatura na termometrze, który zakrył się lodową pokrywą spadła do minus 1 stopnia Celsjusza. Dodam, że od rana nic nie zapowiadało takiego „ochłodzenia”. Był naprawdę ciepły i słoneczny poranek. Około siedemnastej nadciągnęły czarne chmury. I tak stałam przy oknie i patrzyłam na grad uderzający o parapet i przypomniały mi się opady w Kairze.

To było chyba w styczniu, może w lutym. Na pewno w zimie, która w niczym nie przypomina tej w Polsce. W stolicy Egiptu nigdy nie pada śnieg, a temperatura nie spada, nawet w nocy, poniżej zera stopni. Pewnego zimowego popołudnia niebo nad Kairem pokryły ciemne chmury. Najpierw zaczął padać ulewny deszcz, który po chwili przeistoczył się w opady niewielkiego gradu. Moim egipscy przyjaciele byli zachwyceni tym zjawiskiem. Biegali po hotelowym tarasie krzycząc, że nadszedł historyczny moment i właśnie spadł śnieg. Musiałam ich wyprowadzić z błędu i wytłumaczyć, że białe kulki, które widzą nie są śniegiem, tylko lodem. Oj, trochę czasu mi to zajęło, bo oni naprawdę marzyli o tym, żeby zobaczyć śnieg. Być może po raz pierwszy w swoim życiu.


Tak czy inaczej, opady gradu, zdarzają się nawet w słonecznym kraju faraonów. 

ulewa w centrum Kairu - zima 2011