Dzisiaj w moim rodzinnym Poznaniu spadł grad. I nie
były to jakieś małe lodowe kulki wielkości ziarenka grochu, ale całkiem spore
kule. Zalegały nie tylko na trawnikach i dachach pobliskich bloków
mieszkalnych, ale także na moim balkonie. W przeciągu kilku minut świat
przybrał białe barwy, a temperatura na termometrze, który zakrył się lodową
pokrywą spadła do minus 1 stopnia Celsjusza. Dodam, że od rana nic nie
zapowiadało takiego „ochłodzenia”. Był naprawdę ciepły i słoneczny poranek.
Około siedemnastej nadciągnęły czarne chmury. I tak stałam przy oknie i
patrzyłam na grad uderzający o parapet i przypomniały mi się opady w Kairze.
To było chyba w styczniu, może w lutym. Na pewno w
zimie, która w niczym nie przypomina tej w Polsce. W stolicy Egiptu nigdy nie
pada śnieg, a temperatura nie spada, nawet w nocy, poniżej zera stopni. Pewnego
zimowego popołudnia niebo nad Kairem pokryły ciemne chmury. Najpierw zaczął
padać ulewny deszcz, który po chwili przeistoczył się w opady niewielkiego
gradu. Moim egipscy przyjaciele byli zachwyceni tym zjawiskiem. Biegali po
hotelowym tarasie krzycząc, że nadszedł historyczny moment i właśnie spadł
śnieg. Musiałam ich wyprowadzić z błędu i wytłumaczyć, że białe kulki, które
widzą nie są śniegiem, tylko lodem. Oj, trochę czasu mi to zajęło, bo oni
naprawdę marzyli o tym, żeby zobaczyć śnieg. Być może po raz pierwszy w swoim życiu.
Tak czy inaczej, opady gradu, zdarzają się nawet w
słonecznym kraju faraonów.
ulewa w centrum Kairu - zima 2011 |